czwartek, 28 lipca 2016

Dalsza droga i egzamin w Warszawie


Dzień doberek!

Serdecznie dziękuję za tak ciepłe przyjęcie ostatnich dwóch postów (rekordowe liczby wejść *.*). Każdy komentarz, wiadomość i okejka są dla mnie ważne, wielkie dzięki wszystkim, którzy mi kibicują :*

- Wstępniak (klik)
- Łódź (klik)

PS: Nie wiem, dlaczego niektóre akapity postanowiły być fioletowe. Jutro spróbuję jeszcze raz z nimi pogadać i przekonać, żeby jednak były czarne. Obiecuję.

(OPIS SAMEGO EGZAMINU JEST NIIŻEEJ)

Tego samego dnia, po egzaminie, ruszyłam już w drogę do Warszawy. Wieczorem miałam załatwione wejściówki do teatru (o tym za chwilę), więc nie było mowy o zwiedzaniu Łodzi. Z resztą... nie urzekła mnie na tyle, żebym chciała tam dłużej zostać. W pociągu zdążyłam odpisać na kilka SMSów i usnęłam. Na szczęście ocknęłam się przed Centralnym i ruszyłam do Złotych Tarasów na obiadek.

Trafiłam idealnie- jadłam pizzę na tarasie z widokiem na Pałac Kultury i Nauki. Wszyscy pozostali klienci siedzieli w środku i oglądali mecz (nadal trwało Euro, Polska nadal była w grze ;)). Przemiły pan kelner zatachał moją walizkę po trzech schódkach na taras i mogłam chwilkę odpocząć :). Co się póżniej okazało, kierownik sali był po wiedzy o teatrze na Akademii Teatralnej w Warszawie. Wszędzie można spotkać "swoich ludzi" :D

Oczywiście, jak zwykle, zmiksował mi się czas i w momencie, kiedy powinnam być już w połowie drogi do Teatru Roma, gdzie wybierałam się na spektakl, przebierałam się w wyjściową sukienkę w toalecie w Złotych :P Potem pobiegłam (tak! Pobiegłam z moją ogromną walizką, poduszką-świnią pod pachą i w małej czarnej i zadawałam sobie pytanie "Czemu biegam w kiecce po centrum Warszawy!?") pytając ze cztery razy o drogę na spektakl. Ale zdążyłam! Byłam chyba 4 minuty przed rozpoczęciem, ale byłam! Odprowadziłam walizeczkę do szatni i pobiegłam na salę.

"Tuwim dla dorosłych" był zdecydowanie wart obejrzenia! Kiedy jedna z aktorek zaśpiewała "Ptasie radio", szczena opadła mi do podłogi i ogarnęło mnie ogromne niedowierzanie, że ktoś potrafi tak śpiewać O.o Następnym niezapomnianym momentem było wykonanie "Całujcie mnie wszyscy w d*pę" (klik, 18+), które znałam w ich wykonaniu już długo i jak usłyszałam tę piosenkę na żywo, to miałam ciarki na całym ciele.

Następnego dnia wstałam o 8:30 i o 10:18 pojechałam autobusem na Miodową. Pod Akademią Teatralną byłam o 10:47, a egzamin był dopiero na 11:30, więc zaczęłam się rozglądać za jakimś kościołem, żeby zawierzyć kolejny egzamin Górze. Odwracam głowę i niedaleko widzę (i nie dowierzam!) bardzo charakterystyczny budynek, który stoi naprzeciwko Katedry Wojska Polskiego, w której to zawsze odbywa się msza święta na zakończenie rajdu harcerskiego Arsenał. Byłam tam 3 razy! Raz nawet w nocy. Szłam z każdej strony, ale nie od Miodowej >.<

Ale! bardzo dobrze się stało. Na tej mszy zawsze jest taki tłok, że nigdy nie widziałam, jak wygląda wnętrze i ołtarz tej Katedry. Poszłam więc się pomodlić, skupić i ruszyłam na egzamin.

(EGZAMIN)


Przy wejściu spotkałam chłopaka, którego widziałam też w Łodzi i w myśl zasady "koniec języka za przewodnika", spytałam co mam teraz zrobić. Musiałam przejść do a'la foyer i odnaleźć swoje nazwisko na jednej z list. Panowało tam lekki zamieszanie, było sporo ludzi. Tu ktoś się rozśpiewywał, jakieś grupki znajomych rozmawiały o egzaminach, ktoś szukał długopisu, ktoś kartki i tak dalej i tak dalej. W każdym razie: byłam trzecia w Komisji nr 1.


Poszłam do toalety, rozgrzałam twarz i wróciłam do "poczekalni". Za chwilę przyszedł student I roku (w Warszawie, studenci byli tacy bardzo "yolo"- uśmiechnięci, zagadywali, żartowali, bardzo wyluzowani, zero spiny) i zaprowadził pierwszą piątkę z mojej komisji do innego budynku. Poprzychodzili też studenci od innych komisji i pozabierali swoich ludzi. 


Chłopak, który był pierwszy na mojej liście nie przyszedł na czas dla zainteresowanych: to nie był dla niego koniec. Studentka, któa nami się zajmowała, dzwoniła do niego i po prostu wchodził jako ostatni), więc weszłam jako druga. Komisja wyglądała bardzo sympatycznie - od początku do końca. Podałam im listę swoich utworów (mały przyps: miałam wydrukowaną listę, przygotowaną jeszcze w domu, ale musiałam się coś bardzo zamyślić i w pierwszej pozycji wpisałam "Pani słowikowa", zamiast "Spóźniony słowik" i musiałam przepisać listę na czysto, ale ręcznie.... >.<) i poprosili mnie, żebym stanęła na bardziej oddalonym od ich biurka krzyżyku naklejonym na podłodze.

Przewodniczący komisji (starszy pan, bardzo miły): Co pani powie jako pierwsze?


Ja: "Spóźniony słowik"


P: Proszę bardzo


Ja: (mówię)


P: No to teraz może fragment "Kalejdoskopu"? (przyp. "Kalejdoskop"- Danielle Steel, monolog jednej z córek Solange, pełen zarzutów i złości)


J: Dobrze. (mówię)


P: To teraz proszę stanąć tu, bliżej i powiedzieć fragment "Z zabaw i gier dziecięcych"

J: (mówię)


I to wszystko. Koniec egzaminu. Jakieś 5 minut, jak w Łodzi... Wszystkie teksty dali mi powiedzieć do końca, a ja byłam zadowlona. Nie byłam już tak strasznie zestresowana przed i w trakcie egzaminu, jak w Łodzi, gdzie stres był porównywalny do tego przed pierwszym egzaminem na prawko. W Warszawie, było bardziej jak przed spektaklem- był stresik, lekkie napięcie, ale wszystko pod kontrolą. 


W oczekiwaniu na wyniki poszłam sobie na rynek zjeść lody i popisać w tym moim "pamiętniku". Siedziałam sobie w kawiarence na dworze (była piękna pogoda) i obserwowałam Syrenkę.


Ogłoszenie wyników miało w Warszawie bardzo stresującą formę. Mieliśmy się zgłosić z tyłu budynku i stanąć w kolejce. Przy stoliku siedziały trzy panie (jak Pytie...) ze stosem dokumentów każda. Podawało się pani swoje imię i nazwisko, a one szukały. Jeśli COŚ znalazły, to była to decyzja o nieprzyjęciu na jednolite studia magisterskie na kierunku aktorstwo dramatyczne. Jeśli nic nie miały- dogrywka albo II etap. Ja niestety dostałam swoją karteczkę....




Zrobiło mi się bardzo przykro, bo to był "już" drugi egzamin, a czułam, że poszło mi naprawdę dobrze... Ale ochłonęłam trochę w Katedrze i dopiero po wyjściu napisałam SMSy do wszystkich osób, które były żywo zainteresowane przebiegiem moich egzaminów. Swoją drogą: wielkie dzięki dla wszystkich tych osób, bez Was byłoby dużo ciężej (aha, bo jeszcze chyba nie wspominałam, że w tą moją podróż wybrałam się sama :P). 


Po egzaminie, chciałam jechać na 18:00 na trening do Be Active (studio Ewy Chodakowskiej), ale okazało się, że zlikwidowali już możliwość pojedynczych wejść, a najtańszy karnet (ważny miesiąc, na 4 wejścia), kosztuje 150 zł. Mmmm... Stwierdziłam, że pochodzę po Starym Mieście. Pojechałam jeszcze na Dworzec Centralny, kupić bilet do Krakowa, zrobić małe zakupy i wróciłam do mojej znajomej (Ola, jeszcze raz dziękuję, że mnie wzięłaś pod swoje skrzydła <3.) na nocleg.


Następnego dnia, byłam już naładowana pozytywną energią na kolejne miasto, którym był mój ukochany Kraków. Ale, ale! Nie tak prędko! Kiedy przechodziłam ze Złotych Tarasów na Dworzec Centralny, moja kochana walizka zaczęła szorować o podłogę. Nie musiałam długo czekać, żeby dowiedzieć się, co jest nie tak: "Kółko pani odpadło". Super. W pojedynku Walizunia vs. Małgorzata, na razie prowadziła Walizunia -.-'







Dodatkowe spostrzeżenia z Warszawy? Podoba mi się to miasto. Jest trochę dzikie, a ludzie bardzo zabiegani, ale odnalazłabym się tutaj. Zważając na przyjemną dla oka architekturę, stare budynki, piękne kościoły i trochę zieleni naokoło, jest naprawdę przyjemnie. Poza tym... tyle teatrów, wydarzeń, koncertów. Bardzo spoko. Oczywiście, nie jest to Kraków, ale w Warszawie też mogłabym mieszkać ;)




Jeszcze raz dziękuję za lekturę i zapraszam do komentowania :).

Na relację z podróży do Krakowa, egzaminu oraz czasu wolnego spędzonego w moim ukochanym mieście, zapraszam już w piątek w nocy.


Kolorowych snów :*




2 komentarze:

  1. Pewnie, że tak!
    A Walizunia zasługuje na oddzielny fanpage :P

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie... Dlatego też w Krakowie Walizunia przeszła reinkarnację i zmieniła się w pomarańczowe, pełnosprawne cudo *.*

    OdpowiedzUsuń