W ostatnim tygodniu sierpnia (tak, tak – mam tak dużo czasu,
że dopiero teraz o tym piszę) miałam okazję wziąć udział w Festiwalu Teatralnym
Zderzenie Teatrów w Kłodzku. Jechałam
tam jako wolontariusz; pomagałam przy organizacji. W ciągu dnia wykonywałam
różne zadania, a wieczorami mogłam oglądać spektakle <3
Poznałam mnóstwo świetnych ludzi i zobaczyłam wiele inspirujących
przedstawień.
Dwa spektakle widziałam już po raz kolejny – fenomenalny
spektakl teatru tańca Gdańskiej Szkoły Artystycznej My_szy w reżyserii Natalii Murawskiej (z którą miałam ogromną
przyjemność pracować) oraz Plotki wg
Antona Czechowa Teatru Znak w reżyserii pana Janusza Gawrysiaka (z nim również
pracowałam). Te dwa spektakle są od siebie całkowicie różne, ale oba
zdecydowanie godne polecenia. My_szy,
pomimo swojej nowoczesnej formy zaskoczyły mnie jasnością przekazu, a Plotki rozbawiły do łez i urzekły
scenografią.
Całkowitą nowością były dla mnie clownada i parady uliczne. Zacznę
od clownady. Pierwszą, na jakiej byłam to spektakl mojego znajomego Jaśka
Grządzieli z Teatru Ja Się pod tytułem Zielono
mu. Dawno się tak nie uśmiałam na żadnym spektaklu. Chodzi mi o to, że ten
typ humoru jest tak czysty, tak dziecięcy, nieposiadający ironii, sarkazmu i
innych „dorosłych” rzeczy, że rozbraja mnie całkowicie. Drugim spektaklem była Pinezkologia Teatru Pinezka pana Przemysława
Grządzieli. Wiele zabawnych momentów, ale też smaczki wprowadzające w zachwyt,
jak elementy żonglerki, diabolo, czy operowanie pięknymi, ręcznie robionymi
lalkami.
Z kolei parada uliczna Teatru Del z Kaliningradu, kompletnie
mnie oczarowała. Zaczynała się wieczorem, kiedy na dworze było już ciemno.
Urokliwy stary rynek w Kłodzku był oświetlony jedynie przez żółte światło
latarni. W jednym miejscu zebrały się ubrane w biało – czarne stroje w stylu
burleski (gorsety, bufki, koronki itd.) aktorki. Dwie, czy trzy chodziły na
szczudłach, kilka miało kartonowe instrumenty i kamerę. Idąc przed siebie poruszały
się w rytm muzyki i po prostu wciągały w swój świat. Przez całą paradę szłam
jak zaczarowana. Coś niesamowitego.
Parada uliczna Teatru Del z Kaliningradu |
Były też spektakle Korporacji Mimów z Rosji, ale niestety
trafiłam tylko na końcówkę jednego z nich, co nie zmienia faktu, że ciekawie
ogląda się człowieka, który bez użycia słów, potrafi wejść w dialog z
publicznością. W dodatku, kiedy uświadomimy sobie, że jest to mim z Rosji,
który nie mówi po polsku, a wszyscy doskonale go rozumieją, dochodzi do nas,
jak uniwersalna może być sztuka. Świetna sprawa.
Podczas całego Festiwalu działali też inni artyści, niż aktorzy i tancerze. Na przykład, pani Marzena Gawrysiak zorganizowała performance rzeźbiarski Metamorfosis. Polegał on na tym, że w ogólnodostępnym miejscu na rynku, przez dwa dni wykonywała rzeźbę, która później urozmaici przestrzeń miejską Kłodzka. Każdy mógł przyjść i zobaczyć, jak pracuje rzeźbiarz, spytać o technikę i materiały. Bardzo fajna sprawa.
Efekt prawie-końcowy |
Odbył się także spektakl teatru malowania tańca. Tancerze improwizowali na scenie, a kilku malarzy uwieczniało ich poczynania na scenie. Nie widziałam samego wydarzenia, ale widziałame efekty pracy malarzy i robiły wrażenie. Oprócz tego malarze krążyli też po mieście w trakcie trwania festiwalu i uwieczniali na kartkach spektakle, a także mieszkańców Kłodzka. Moje serca skradł Mały Książe:
Prawda, że ma coś w sobie z tej postaci? <3 |
I ostatni aspekt. Kłodzko. Urzekło mnie to miasto, naprawdę.
Nie wiedziałam, że jest tam tak ślicznie. Stary rynek jest naprawdę ładny, od
niego odchodzą ulice ze starymi kamieniczkami. A jak są kamieniczki i bruk na
ulicy, to ja jestem ukontentowana :)
Miłej niedzieli :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz