piątek, 31 lipca 2015

Motywacja :>

Dzień doberek.!
 
Dzisiaj przyszedł czas na post, którego już dawno u mnie nie było, czyli motywacja <3.Jutro wyjeżdżam na 10 dni na obóz harcerski, więc następny post ukaże się dopiero po moim powrocie ;)
 

Always <3.

 
 
Nowa naścienna motywacja :D
 
 
OK.!
 
 
A to stoi przy łóżku :P
 
 
Szczególnie latem.!!!
 
 
 
 
Na koniec takie malutkie przypomnienie, jak można subskrybować mojego bloga oraz, gdzie jest mój Instagram :D
 
 
 
Obrazki pochodzą za strony weheartit.com oraz moich zbiorów.

sobota, 25 lipca 2015

Be Active, lipiec 2015

Dzień doberek.!

Jak to zwykle u mnie bywa z gazetami, przedstawiam Wam z opóźnieniem nowy numer Be Active. Notka na temat pierwszego wydania jest tutaj (klik). Po przejrzeniu (bo jestem dopiero w połowie, jeśli chodzi o czytanie), zdecydowałam się już na prenumeratę.
Zaznaczyłam sobie tyle "ciekawych" tematów do opisania na blogu, ile nie zaznaczyłam nigdy wcześniej. Nie wiem, jak oni to robią, ale niech robią tak dalej ;).

Na okładce jest znów Redaktor Naczelna magazynu i jego pomysłodawczyni, czyli Ewa Chodakowska. Jak napisała na swoim profilu na FB, taki był plan na pierwsze trzy numery, więc trzeba go zrealizować :P.

W tym miejscu chciałabym też wspomnieć, jak świetna jest aplikacja Tap2C, która działa z Be Active. Dopiero niedawno zauważyłam, że SHAPE, którego prenumerowałam przez ostatni rok też był magazynem interaktywnym, ale w BA tak to oznaczyli, że nie sposób przegapić. Już tłumaczę, o co chodzi.! Przy części artykułów znajdziemy znaczek PLAY z podpisem w stylu "zobacz więcej". A więc: najpierw skanujemy okładkę magazynu (tak jak robi się zdjęcie telefonem), a następnie odpowiednio oznaczoną stronę. Wyświetlają się wtedy dodatkowe materiały- filmiki z przepisami, poprawnymi sposobami wykonywania ćwiczeń itp. Do każdego numeru jest też dołączony filmik z powitaniem Redaktor Naczelnej ;).

Pierwszy ciekawy artykuł dotyczy szczęścia na treningu- dlaczego aktywność fizyczna daje nam poczucie szczęścia oraz jak to poczucie spotęgować. Właśnie ten artykuł ostatecznie zachęcił mnie do ćwiczenia na dworze i muszę przyznać, że jest bardzo przyjemnie :).

Główny trening do tego numeru przygotowała, oczywiście, Ewa Chodakowska, a przedstawiła go razem ze swoją podopieczną ze studia, a prywatnie blogerką modową, Jessicą Mercedes. Trening angażuje wszystkie partie mięśni i zajmuje tylko 20 minut.

W lipcowym numerze jest jeszcze kilka innych pomysłów sportowych. Pierwszy (s. 76-83) to 5 różnych planów treningowych dla osób lubiących różne rodzaje wysiłku. Ciekawa sprawa, muszę się temu przyjrzeć.
Kolejny artykuł "ruchowy" (s. 114-115)  dotyczy ćwiczeń na triceps, które mają pomóc w pozbyciu się tzw. pelikanów. Jedno ćwiczenie zostało bardzo dokładnie opisane na podstawie zdjęcia modelki.

Na stronach 90-92 znajdziecie cztery testy- elastyczności, kondycyjny oraz siły i wytrzymałości górnych i dolnych części ciała. Można sprawdzić, czy w poszczególnych kategoriach mieścimy się w, odpowiednich dla naszego wieku, przedziałach.
 
 
 
 
Na następnych stronach znaleźć można kilka przepisów na zdrowe, niskokaloryczne desery na lato. Jest tu granita, ciasto, lody oraz leśny deser.

Przy okazji.! W wakacje mam zamiar zacząć tworzyć mój własny przepiśnik, bo coraz więcej potraw zaczyna mi wychodzić i muszę zacząć je gdzieś gromadzić :P. Oczywiście znajdą się tam TYLKO fit-przepisy.!

 
Następnym artykułem, zaraz po zdrowych słodkościach, jest "Biegiem przez upał", którego autorka podaje kilka wskazówek dotyczących biegania w wysokich temperaturach. Nie jest ono zabronione, ale trzeba pamiętać o kilku zasadach, które zapewnią nam bezpieczeństwo podczas aktywnego wypoczynku (woda, nakrycie głowy, krem z filtrem- jako ratownik ZHP, proszę Was- pamiętajcie o tym.!).

Zainteresował mnie też artykuł na stronie 52., który mówi o tym, ile złego może wyrządzić nam "głupia" dieta. Skóra w złej kondycji, spowolniony metabolizm, nieprzyjemny oddech, problemy trawienne, zły nastrój, a także niepłodność (!?). To wszystko przez nierozsądne żywienie i radykalne, nieprzemyślane diety....

 
Na 56. stronie jest krótka wzmianka (z dokładnie opisanym zdjęciem) o tym, co zrobić, aby podczas zwykłego marszu spalać więcej kalorii. W roku szkolnym (zgiń, przepadnij, są wakacje.!!!) przechodzę codziennie jakieś 40 minut- z autobusu na pociąg, z pociągu do szkoły i z powrotem, a więc te informacje mogą się przydać ;P.

Już drugi raz Be Active zamieścił pełną dietę na 7 dni z przepisami na wszystkie potrawy, na wszystkie 5 posiłków każdego dnia. Szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem i jeśli będą to kontynuować w następnych numerach będę pod jeszcze większym wrażeniem.... Duży plus :D.

 
Na 89. stronie znajdziemy kilka sposób na poparzenia słoneczne- działanie natychmiast, długofalowe oraz zapobieganie. Wszystko naturalnie i prosto.

Interesujący jest też artykuł na temat soli. Są tutaj jej wady i zalety, a także kilka ciekawostek. Na następnej stronie mamy też rozróżnione poszczególne rodzaje soli oraz kilka przepisów na potrawy z jej użyciem. Całościowo- jak zwykle :).

Ostatni artykuł, który przykuł moją uwagę (no ok, nie ostatni, ale byłoby ich za dużo na jeden post... spodobały mi się jeszcze "Awiofobia w pigułce" o strachu przed samolotami, "Kuchnia w chmurach" oraz artykuł o obozowaniu z rodziną :P) dotyczy gumy do żucia. 8x TAK dla bezcukrowych gum oraz kilka minusów. Muszę poczytać....
 
Generalnie, jak chyba nietrudno zauważyć, jestem zachwycona tym magazynem i będzie mi dużo trudniej, niż w przypadku SHAPE'a  wybierać kilka "najciekawszych" artykułów, bo tutaj prawie wszystko mnie ciekawi. :P

Miłego czytania.!!
:*

sobota, 18 lipca 2015

Blogilates :)

Dzień doberek.!

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić ciekawym kanałem na YouTube prowadzonym przez Cassey Ho. Na Blogilates (klik), bo o nim mowa, znajdziecie mnóstwo zestawów ćwiczeń na wszystkie części ciała, a także wyzwania, przepisy i vlogi. Prowadząca jest BARDZO pozytywna, uśmiechnięta (niekiedy zwariowana) i pełna energii dziewczyna- nie każdemu będzie odpowiadać, ale mnie zmotywowała dzisiaj do ćwiczeń, więc chyba będę wracać częściej :D.

Kiedy szukałam ćwiczeń mających mi pomóc przy szpagacie, trafiłam na jej filmik i to z jej ćwiczeń korzystałam przez ostatni okres.
Dzisiaj naprowadziła mnie na nią jedna dziewczyna pod zdjęciem Lindsey Stirling na Instagramie. Lindsey (czy jest ktoś kto jej nie zna.!? Jeśli tak, to -> klik) pokazywała, jak robi szpagat ze swoim perkusistą. Napisałam, że ja nadal ćwiczę, żeby osiągnąć tę pozycję, a jakaś dziewczyna odpisała, że Cassey prowadzi 30-dniowe wyzwanie. No i skończyło się na tym, że dzisiaj przez cały wieczór obczajałam jej kanał na YouTube i nawet sobie z nią potrenowałam.


Link do wyzwania na Instagramie (klik)
 
Poniżej przedstawiam Wam zestaw, który wybrałam na dzisiaj :)
 
Na początek krótka, 6-minutowa rozgrzewka:
 
 
Następnie, na podkręcenie temperatury: 8 minut kardio. Fajne jest to, że każdy trener ma swoje ulubione ćwiczenia, które się czasem powtarzają, ale różnią pomiędzy poszczególnymi trenerami. Chodzi mi o to, że na przykład podczas całego dzisiejszego treningu wykonałam może trzy, czy cztery ćwiczenia, które lubi też Ewka ;).
 
 
Później wybrałam sobie "taki łatwy, lajtowy" zestaw, który wcale się takim nie okazał i przeczuwam, że będę mocno jutro czuła wewnętrzną część moich ud :D.
 
 
Podejmuję walkę z moich bebzolem.! Oficjalnie, chcę się go pozbyć. Oczywiście, widzę różnicę pomiędzy jego wyglądem z początków mojej fit-drogi, a stanem obecnym, ale chcę się go pozbyć definitywnie i ostatecznie. Trening ABS jest więc idealny na tę okoliczność :P.
 
 
Jako ostatni włączyłam filmik, w którym Cassey przedstawiła ćwiczenia mające na celu poprawę naszej postawy. Wybrała bardzo nietypowe i niespotykane ćwiczenia, które "robią robotę", jakby to ujął mój brat i po tych ośmiu minutach już czuć, że efekty będą widoczne i odczuwalne.
 
 
Jako rozciąganie, zrobiłam ćwiczenia ze "split-challenge" przeznaczone na pierwszy dzień i prawie godzinny trening gotowy :).
 
PS: Zapraszam na mojego Instagrama: @gosiiaczek :).

wtorek, 14 lipca 2015

Praga *.*

Dzień doberek.!

W tym roku razem z klasą wybraliśmy się na wycieczkę do Pragi. Minęło już trochę czasu, bo byliśmy tam w kwietniu, ale tyle ciekawych rzeczy się działo do napisania na blogu, że dopiero teraz podzielę się z Wami zdjęciami i ciekawymi miejscami. Z tego względu notka będzie miała charakter luźnych myśli i wspomnień związanych z Pragą, a nie dokładnej relacji z wycieczki ;).

 
Zeszłoroczny Kraków zaowocował wielką miłością do miasta i nie tylko; Praga również skradła moje serce (oczywiście nie w tym stopniu, co Kraków, ale jednak) <3. Czechy nie zostały tak bardzo zniszczone podczas II wojny światowej, dlatego zachowało się tam wiele, wiele zapierających dech w piersiach zabytków. Atutem Pragi jest fakt, że w jednym miejscu (okolice rynku) zgromadzone jest mnóstwo miejsc godnych odwiedzenia.

Pomnik Wacława naprzeciwko Muzeum Narodowego oraz nawiązująca do niego rzeźba "Koń" czeskiego artysty Davida Černego znajdująca się w pałacu Lucerna

Ratusz Staromiejski z Kościołem Marii Panny oraz Kościół św. Mikołaja
(nazwany przez nas Hogwartem)

 
David Černy, o którym wspomniałam przy ostatnim zdjęciu jest artystą tworzącym niezmiernie interesujące i przykuwające uwagę rzeźby, które często wzbudzają kontrowersje w całych Czechach. Jest jednak artystą poważanym, gdyż jego prace ustawiane są w najczęściej odwiedzanych zakątkach Pragi.
Będąc tam przez trzy dni, kilkukrotnie podziwialiśmy intrygujące rzeźby stworzone przez Černego. Bardzo mi się to spodobało, bo jest to dowodem na to, że Praga wciąż żyje. Budynki pobudowane kilkaset lat temu sąsiadują z nowoczesnymi, kontrowersyjnymi rzeźbami. Cudnie *.*


Podobizna Franza Kafki autorstwa Davida Černego. Co ciekawe, każdy z segmentów jest oddzielny i głowa się obraca (klik). Podobno sam Autor ma dostęp do komputera sterującego rzeźbą i gdyby chciał, mógłby decydować o jej ruchach.
 
Fontanna przedstawiająca dwóch mężczyzn oddających mocz na... mapę Czech. Słyszałam, że kiedyś można było wysłać SMS-a, a panowie wysikiwali podany tekst ;P
 
Jeśli już mowa o sztuce, to nie mogę nie wspomnieć o przewspaniałej, przefantastycznej, super-mega-ekstra-świetnej wystawie "Słowiańska Epopeja" Alfonsa Muchy. Kto kojarzy Muchę z jego grafik przedstawiających piękne kobiety, będzie pod wrażeniem, a kto go w ogóle nie kojarzy będzie pod jeszcze większym wrażeniem. Poniżej przedstawiam kolaż kilku zdjęć obrazów, które niestety nie oddają tej gry kolorami, głębią, nasyceniem i planami. Obrazy były zachwycające, a czasem także przerażające. Przy niektórych musiałam aż przysiąść. Były absolutnie fenomenalne. Obejrzenie 20 obrazów zajęło nam prawie dwie godziny. To mówi samo za siebie.


Tak jak już mówiłam, w Pradze, historia przeplata się ze współczesnością. Zachwyca nas architektura z XVIII wieku, obrazy Muchy, rzeźby Černego, ale nie tylko. Na moście Karola możemy spotkać wiele zespołów grających piękną muzykę. My natknęłyśmy się na dwóch chłopaków grających około-Passengerowe melodie na gitarach oraz.... KWARTET SMYCZKOWY (klik) grający covery popularnych piosenek. AWWWW *.*


Też miałam taki (klik) filmik ze Skrzypkiem Podrywaczem, ale niestety przepadł bezpowrotnie :(((

W Pradze ogromne znaczenie odgrywa architektura. Stare, średniowieczne kościoły i katedry niedalekim sąsiedztwie nowszych, XX-wiecznych pasaży handlowych. Jest na co popatrzeć :).

 
Była synagoga w dzielnicy żydowskiej Pragi, w której obecnie znajduje się restauracja
 
Witraż przedsiębiorstwa Tesla w jednym z pasaży handlowych, którymi mieliśmy okazję spacerować

Z moich obliczeń wynika, że to Zamek Praski wraz z Katedrą św. Wita, ale mogę się mylić ;P
 
W kościołach, które odwiedzaliśmy były przepiękne witraże. Część z nich wykonał sam Alfons Mucha. Oglądałam je dzień po odwiedzinach w Galerii i byłam już w stanie dostrzec, co jest "typowe" dla Muchy :D.


Jak się przez cały dzień zwiedza, trzeba coś, gdzieś zjeść. Ja polecam restaurację Lokál na ulicy Dlouhej (Długiej). Mają świetny wystrój, pyszne, narodowe żarełko i PRZEEMIŁĄĄ obsługę (prawda, Kasia.? :*).

Zdjęcie po lewej pochodzi z  lokálowej.... toalety :D
Pierwszego dnia wieczorem, zaraz po zakwaterowaniu na kempingu i ogarnięciu się, pojechaliśmy na przedmieścia na pokaz fontann. Światło, muzyka (do wyboru repertuar od Abby do Metallica'i) i woda. Kiedy byłam w Pradze w trzeciej gimnazjum też byliśmy na tym pokazie :).

 
W tym miejscu chciałabym nadmienić, że po całej Pradze-bardzo sprawnie- poruszaliśmy się metrem. Organizatorka całej wycieczki, Karolina, wszystko dokładnie obcykała i szło nam świetnie przez cały wyjazd... aż do ostatniego dnia. Po zakupach w galerii, spakowani, z walizkami w rękach pędziliśmy już na PolskiegoBusa (którym jechaliśmy w obie strony) i złapali nas kontrolerzy. Bez najmniejszej spiny oddaliśmy bilety i paszporty do sprawdzenia i nagle okazało się, że mamy (!uwaga!) 3 korony za tanie bilety. Ten jeden raz zostały kupione tańsze bilety i nas złapali. Pomińmy fakt, że kontrolerzy byli chamscy, uprzedzeni, agresywni i nie umieli sklecić porządnego zdania po angielsku... Musieliśmy zapłacić kilka tysięcy koron mandatu....

Przerażające, złowieszcze, długaśne ruchome schody na jednej ze stacji praskiego metra, na których musiałam siedzieć, bo tak mi się kręciło w głowie na stojąco >.<
 
Kolejna dzielnica Pragi- Hradczany. Rozciąga się stamtąd piękny widok. Można tam zwiedzić między innymi Zamek Praski i Katedrę.




Przód, wnętrze, drzwi, zdobienia zewnętrzne oraz rzygacze Katedry św. Wita
Złota Uliczka, na której oprócz drogich sklepów z pamiątkami i kosmetykami domowej roboty, naprawdę nie ma nic ciekawego. Kiedyś podobno była darmowa. Teraz trzeba kupić bilet. Oczywiście, cieszę się, ze tam byłam, ale drugi raz nie wydawałabym kasy na wstęp ;).

 

Na koniec pokażę Wam resztę ciekawych zdjęć z Pragi, które też są tego warte :P

Zmiana wart na Zamku
 
Metronom (klik)
 
Budynek, w którym kręcono film "Amadeusz" o Mozarcie
 
Magiczna uliczka gdzieś na Hradczanach ;)
Na koniec chciałabym polecić Wam świetnego przewodnika. Młody chłopak, mieszkający od kilku lat w Pradze. Pokazuje najważniejsze miejsca, zahaczając o zakątki ciekawe, ale rzadko uczęszczane. Nas przeprowadzał krwiobiegiem Pragi, czyli pasażami, zamiast spacerować utartymi szlakami. Bardzo ciekawie opowiada i jest otwarty na wszelki pytania.
 





poniedziałek, 6 lipca 2015

Motywujące spotkanie- pan Tadeusz Szewczak :)

Dzień doberek.!

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o bardzo ciekawej postaci, którą spotkałam całkowicie przypadkowo podczas naszych harcerskich działań.
Byliśmy ze znajomymi z klubu ratowniczego w szkole z internatem na szkoleniu z pierwszej pomocy i ksiądz dyrektor zaproponował nam, żebyśmy zostali na spotkaniu z pewnym maratończykiem, który w dodatku zdobył Mount Everest. OK!

 
Gościem był pan Tadeusz Szewczak, którego internety opisują w następujący sposób:
 
"Biegał w Azji, Europie, Australii i Afryce, pokonał ponad 42-kilometrową pustynną trasę na Saharze. Tadeusz Szewczak dwukrotnie przebiegł trasę maratonu na słynnym chińskim murze, biegał w Tybecie, a także na zboczach Mount Everest. A zaczął - od odchudzania."
 
Pan Tadeusz opowiedział nam swoją historię.
Biegać zaczął, kiedy pewnego dnia uświadomił sobie, że waży zdecydowanie za dużo (pamiętam, że ponad 100 kg) i musi trochę zrzucić. Był już po czterdziestce, ale zaczął spacerować, a potem biegać, gdyż czuł się coraz lepiej. Potem dystans zaczął się powoli wydłużać aż...
 
Swój pierwszy maraton przebiegł w Pucku i zajęło mu to 4h 30min. Na dzień dzisiejszy ma za sobą 80 maratonów na wszystkich siedmiu kontynentach. Pokazywał nam zdjęcia z biegu na Antarktydzie, po którym otrzymał ten medal:
 

Królewski dystans "na końcu świata" pan Tadeusz przebiegł w wieku 60 lat (!) z wynikiem 4h 56min, ale nie czas się tam liczył.! Na Antarktydzie mogło być równocześnie jedynie 99 osób, a wyjazd był jedną ogromną przygodą. Kąpiele w lodowatym oceanie, pływanie kajakami pomiędzy krami, w otoczeniu pingwinów, fok i morsów- świetne przeżycia *.*

Pan Tadeusz przebiegł także Maraton u stóp Mount Everestu. Muszę tu nadmienić, że pod pojęciem "u stóp" znajduje się wysokość ok. 5000 n.p.m. :D. Tam przebiegnięcie sławnych 42 km i 195 m  zajęło mu ponad 7 godzin.

Jeśli chodzi o Mount Everest, to pewnego dnia pan Tadeusz stwierdził, że chciałby zrobić coś nowego. Nigdy nie chodził za dużo po górach, a na pewno nie mógłby nazwać się alpinistą, postanowił jednak zdobyć Dach Świata. Pokazywał nam zapierające dech w piersiach zdjęcia z trasy, a także miejsce, do którego dotarł, gdyż najwyższego punktu na kuli ziemskiej nie udało mu się osiągnąć. Po prezentacji spytałam pana Tadeusza, czy jeszcze tam wróci to "naprawić"- odpowiedział, że tak :).

Widok na Mount Everest z trasy

 Teraz garść ciekawostek:

#1 Pan Tadeusz przebiegł "oryginalny" dystans spod Maratonu do Aten w Grecji.

#2 Jego najlepszy wynik na królewskim dystansie to 3h 12min.

#3 6x w tygodniu trenuje- przebiega 20 km, a następnie przez 0,5h wykonuje ćwiczenia wzmacniające i siłowe w domu.

#4 Wejście na Mount Everest zajęło mu półtorej miesiące. Wbrew temu, co słyszałam- wg pana Tadeusza, po drodze na szczyt wcale nie leżą tony śmieci. Wręcz przeciwnie- każdy przed wyruszeniem w drogę płaci wysoką kaucję, którą odzyskuje dopiero po oddaniu wszystkich śmieci "wyprodukowanych" podczas wędrówki.

#5 Na co dzień pan Tadeusz żyje i pracuje w Chinach. Zdanie, które najbardziej mi się spodobało to:
"Wstaję o trzeciej i wtedy idę biegać, bo potem nie ma miejsca. Chińczyków jest tak dużo".


"Kilka" medali pana Tadeusza

PS: Zapraszam na mojego instagrama: @gosiiaczek :)

piątek, 3 lipca 2015

Ewa Chodakowska w Sopocie :)

Dzień doberek.!

Ale się ostatnimi czasy dużo Ewki tutaj zrobiło... I dobrze, bo kochana babeczka z niej i jeszcze do tego tyle robi, że aż szok. Obiecałam ostatnio, że następny post będzie dotyczył kogoś innego, a to jest tylko krótka relacja, więc się nie liczy ;P.
 
27. czerwca na plaży w Sopocie, obok Zatoki Sztuki otwarto strefę Big Milk. Zaproszono takie gwiazdy, jak Maciek Musiał, Osi Ugonoh, Patricia Kazadi, Maffashion i Ewa Chodakowska. Tak, jak pisałam w przypadku warsztatów z Ewką (klik)- fajnie jest zobaczyć osoby z ekranu na żywo ;).

 
Kiedy wraz z koleżanką (pozdrowienia, Natalia :*) przybyłyśmy na plażę, pani prowadząca akurat rozrzucała lody ze sceny, co było z resztą nieodłącznym punktem programu. Potem przez jakiś czas nic się nie działo, a później weszła Ewka i oczywiście od samego początku dawała czadu *.* Gdyby jeszcze ekipa techniczna nie utrudniała jej pracy (kamerzysta stojący pół metra przed jej twarzą podczas treningu na pewno nie przeszkadza xD) to już w ogóle byłoby świetnie. Ciężko się ćwiczyło na piasku, ale Ewka przygotowała fajny zestaw i uda czułam jeszcze dwa dni później :D.
 
Po treningu Ewka podpisała kilka książek osobom stojącym najbliżej sceny, porobiła sobie z nami foteczki, nagrała filmik i... popłakała się ze szczęścia- na plaży było ok. 1000 osób :P
Kochana kobietka <3.

 
I to by było na tyle z pozytywnych aspektów tego wydarzenia. Ewka dała z siebie wszystko, jak zwykle, doładowała energią i do niej nic nie mam.
Ale do organizatorów... oj... Po tak dużej firmie, jak Algida naprawdę spodziewałam się lepszego ogarnięcia. Z racji tego, że to jest "moje miejsce w sieci", to mogę sobie ponarzekać, bo jest na co, sorry.
 
Po pierwsze: co chwilę zdarzało się, że na scenie nic się nie działo. Leciała jakaś muzyczka, ale ani nikt nic nie mówił do zebranych, ani nie proponował im żadnej aktywności. Co jakiś czas na scenie były przeprowadzane wywiady z gwiazdami, ale nie był puszczane przez głośniki, więc nikt z "tłumu" nie wiedział, o czym rozmawiają.
 
No właśnie... gwiazdy. To wszystko było, jak dla mnie, trochę na siłę. Zaprosili ich tam, żeby więcej osób przyszło- to jasne- ale chyba zarówno organizatorzy, jak i same gwiazdy nie za bardzo wiedziały, po co tam przyjechały.  Co jakiś czas wybiegali na scenę, robili selfie z ludźmi, nagrywali filmiki, lansowali się i zbiegali. Na dobrą sprawę tylko Maciek Musiał i Ewka zachowywali się jakoś tak... profesjonalnie.? Spokojnie.? Nie wiem...
 
 
Po Ewce przyszedł czas na rozgrzewkę z Patricią Kazadi, trening z Rafałem Maślakiem, a później rozciąganie z Maffashion (pomińmy fakt, że zanim dotarłam do domu i wygooglowałam dwie ostatnie gwiazdy, nie wiedziałam, kim są). Problem w tym, że większość zgromadzonych na plaży przyszło albo na trening z Ewą albo po autografy gwiazd i mało kto ćwiczył na następnych treningach.

Potem przyszedł czas na rozdawanie autografów. Gdybym była organizatorem takiej imprezy i zaprosiła gwiazdy tak naprawdę tylko po to, żeby spędzić ludzi, którzy chcą sobie z nimi gwiazdami zrobić zdjęcie i dostać autograf, to stworzyłabym do tego jakieś ludzkie warunki.
Nie, nie.! To byłoby za trudne. Lepiej wpuścić kilka gwiazd na scenę i niech się ludzie przepychają, niech się pozabijają pod tą sceną... To mi się bardzo nie podobało. Organizatorzy potraktowali zaproszonych gości, jak zwierzęta w ZOO, główną atrakcję, a zgromadzonych ludzi, jak... nawet nie wiem do czego to porównać... Słabe to było :(
 
Zostałam tam tylko po to, żeby dać Ewuni prezent, który dla niej przygotowałam, ale ona niestety się zwinęła i już nie wyszła. Mogła wyjść... Trochę smutek, ale cóż....
 
Może ja się starzeję.? Bo całe tłumy dziewczyn młodszych ode mnie o te kilka lat cisnęło się pod sceną... Może to tak po prostu wygląda, a ja się czepiam.? Dla mnie to już jednak była lekka przesada...
 
Przepraszam za taki pesymistyczny post, ale wróciłam z tego wydarzenia naprawdę zniesmaczona i gdzieś musiałam wylać swoje żale... I tak dotrze do niewielkiego grona odbiorców, bo nigdzie go nie udostępnię, więc... Następny będzie już na pewno bardzoo optymistyczny <3.

PS: Serdecznie zapraszam na swojego insta, gdzie (odkąd zaczęły się wakacje) wrzucam dużo propozycji zdrowego jedzonka (w domu i "na mieście"), a także relacje z tego, co danego dnia ćwiczę i różne inne zdjęcia. Może coś Was zainspiruje do jakiś zmian.? Pozdrawiam @gosiiaczek.