niedziela, 28 czerwca 2015

Warsztaty z Ewą Chodakowską (i nie tylko)- Gdańsk, 13.06.2015, partII *.*

Dzień doberek.!

Dzisiaj czas na drugą część relacji z tegorocznych warsztatów Ewą Chodakowską i mygirls w Gdańsku. Pierwsza część już na moim blogu (klik). Od razu mówię-tym, którzy nie przepadają za Ewką- że następny wpis będzie już o kimś innym ;P.

Następnym punktem programu był trening z Lefterisem Kavoukisem, mężem Ewki. Był bardzo podobny do zeszłorocznego. Na początku rozgrzewka i (zabójczy.!) trening na pośladki z butelkami. Potem podział na grupy i wzajemne dopingowanie. Wytwarza się wtedy świetna energia, wzajemna motywacja daje kopa i pracuje się na najwyższych obrotach. To ten trening osądzam o późniejsze trzydniowe zakwasy :D.


Następnie przyszedł czas na nieoczekiwane, nieplanowane wcześniej zajęcia z... (bardzo mi przykro, ale nie wiem, jak się nazywał ten chłopak... na pewno był przemiły, ale jak miał na imię.??) z hip-hopu. Bardzo fajna sprawa, gdyby nie to, że tego dnia świętowałam swoją osiemnastkę i miałam tragicznie ograniczony czas. Musiałam się jak najprędzej zwijać do Wejherowa. Nie mogłam więc skorzystać możliwości potańcowania, ponieważ chciałam zrobić sobie jeszcze fotkę z Ewą, Lefterisem i... dać im zaproszenie na moją imprezę.
Już tłumaczę, dlaczego. Ewa ma urodziny dokładnie tego samego dnia, co ja (24.02), a moja osiemnastka wypadła w dzień jej warsztatów w mojej okolicy, więc niegrzeczne wręcz, byłoby jej nie zaprosić. W dodatku, pomimo tego, że Ewka właściwie mnie nie zna, ja czuję się, jakby była moją dobrą znajomą- przez Snapa, Insta i Facebook'a ;). Zdawałam sobie sprawę, że na pewno mają już plany na ten wieczór, więc napisałam w środku jeszcze kilka słów dla Ewki i... musiałam przekazać zaproszenie Lefterisowi, bo Ewa się gdzieś ulotniła...

 
Poszłam zrobić sobie jeszcze foteczki z Zakręconymi (klik), które poznałam na tych właśnie warsztatach, po drodze spotykając jeszcze Tomka Choińskiego, który ubolewał nad tym, że nie mogę zostać na jego treningu, ale życzył mi udanej imprezy i zrobiliśmy sobie jeszcze jedną fotkę, bo "Tomek, ale na tamtej nie widać mi włosów i muszę mieć jeszcze jedną.!"
Spakowałam się i, kiedy usłyszałam, że Tomek już daje czadu na scenie, poszłam porobić chociaż fotki na bloga (tak chciałam zostać na jego treningu.... :((( ). Na korytarzu natknęłam się na... Ewkę, która miała wrócić dopiero za jakieś pół godziny, ale szła już na salę podpisywać książki.! *.* Opowiedziałam jej szybko o zaproszeniu, o imprezie, ale ona przeprosiła i powiedziała, że niestety mają już plany na ten wieczór. Niemniej jednak życzyła spóźnionego "wszystkiego najlepszego", zrobiłyśmy sobie selfie i uścisnęłyśmy. Teraz mogłam już wracać do domu :D.


Przy wyjściu dostałam prezent, a w środku upominki od sponsorów- płatki Fitness, dezodorant Adidasa (bardzo ładnie pachnący dezodorant Adidasa :D), maszynki i żel do golenia BIC, ulotkę SMARTa i płytkę ze Skalpelem Wyzwanie Ewki- dokładnie taką samą mam z zeszłorocznych warsztatów, dlatego niedługo możecie się spodziewać jakiegoś mini konkursu ;)
 

Ogólnie jestem bardzo zadowolona, że znowu pojechałam na warsztaty. Ewka swoją maleńką osóbką daje tyle energii i motywacji, że starczy dla wszystkich obecnych na sali. Do tego spotkać osoby, które ogląda się tylko na ekranie (telewizora, komputera, czy komórki) to zawsze fajne przeżycie :). Impreza była bardzo dobrze zorganizowana (w przeciwieństwie do treningu otwartego w Sopocie, ale o tym w tygodniu ;) ), gdyby nie ten żar na sali. Mam nadzieję, że uda mi się namówić mamę na krótki wypad do Warszawy w te wakacje i będę mogła wpaść na trening do studia BeActive <3.

A tutaj tłumaczę Tomkowi, że naprawdę go przepraszam, że go zatrzymuję, ale mam dzisiaj osiemnastkę - wszystkiego najlepszego (przytulas)- i mam ultra-mało czasu i nie zostanę na fotkach, a jak już tu jest, to chciałabym zdjęcie :D

 

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Pierwszy numer BeActive *.*

Dzień doberek.!
 
Magazynu BeActive wyczekiwałam odkąd Ewa Chodakowska (Redaktor Naczelna) ogłosiła jego powstanie kilka miesięcy temu na Facebooku. Byłam już trochę znudzona SHAPE'em i wiele rzeczy mnie w nim denerwowało. BeActive miało szansę zająć jego miejsce i wykorzystało ją w 150%. (co do prenumeraty, to jestem na etapie kombinowania kasy :D). 
Jestem mega pozytywnie zaskoczona tym czasopismem- spełniło moje oczekiwania i nie zawiodło. Odpowiada mojej filozofii zdrowego trybu życia (wytłumaczę to stwierdzenie później ;) ).


Na okładce widzimy oczywiście Ewę Chodakowską we własnej osobie. Uważam, że całkowicie należy jej się to miejsce na pierwszej okładce magazynu, którego jest pomysłodawczynią. Gdybym znała ją osobiście i przy jej natłoku obowiązków powiedziałaby mi, że chce zacząć wydawać magazyn chyba bym jej to odradzała. Ale Ewka znowu pokazuje, że można, że ograniczenia tworzymy sobie sami.
W dniu, w którym gazeta weszła do kiosków kupiłam ją w drodze do szkoły i na lekcjach (czerwcowych lekcjach, więc ultranudnych) kilka osób-dziewczyn i chłopaków-mi ją zabrało. Wszystkim bardzo się podobała. A to przepisy, a to okładka (faceci...), a to sam fakt, że "Chodzia wydała gazetę". Więc coś w tym musi być ;).

Pierwszy trening w BeActive zaproponowała Agnieszka Szulim i Ewa Chodakowska. Pokazują trening w parze. Na początku mojej fitnessowej drogi nie wyobrażałam sobie takiego treningu... No jak.? Ktoś ma widzieć, jak nie daję rady.? Mam przy kimś tracić dech.? Ale teraz już rozglądam się za jakimś kompanem do treningów.
Pod koniec numeru znajduje się natomiast krótki trening, w którym Ewka proponuje ćwiczenia możliwe do wykonania na plaży- bez sprzętu, bez butów, bez maty :)

 
Pierwszy artykuł dotyczący spraw około-dietowych jest o błonniku. Dlaczego warto go jeść.? Skąd go czerpać.? Są tutaj także przykładowe przepisy na dania (śniadanie, lunch, obiad, kolacja i przekąski) zawierające dużą porcję błonnika.

Malownicze zdjęcia i interesujący tekst znajdziemy na stronie 46. "Biegi górskie. Poczuj się jak Indiana Jones". Ciekawy temat, który został dość szczegółowo opisany. Od planowania trasy, przez przygotowanie sprzętu, treningi, po przekąski w biegu.
Podoba mi się, że żaden temat w tej gazecie nie jest tylko "rzucony". Jeśli jest zajawka o biegach górskich, to nie wygląda "Cześć. Jestem Ania. Biegam po górach i jest świetnie.", tylko temat jest opisany całościowo, od A do Z.

 
Pozytywne wrażenie wywarły na mnie w BeActive przede wszystkim przepisy. Nie ma tutaj miejsca dla "trawy cytrynowej z południowych Chin" albo innych super-niedostępnych (a już w ogóle nie w mojej wiosce) produktów. Wszystko, czego potrzebujemy do przygotowania tych pysznie wyglądających dań znajdziemy w każdym sklepie. Na stronie 74. zaczyna się jadłospis na 7 dni (!!5 posiłków dziennie, 1500kcal na dzień!!) z przepisami na każde danie. Kilka zostało już wypróbowanych przez koleżanki z klasy i smakowało wyśmienicie. Może jak zniknęła już wymówka pod tytułem "takich składników to ja nigdzie nie dostanę", wezmę się w końcu za to nieszczęsne gotowanie... :D

Kilka stron później dokładnie opisany jest trening TABATA. Historia, badania na jego temat, przebieg treningów oraz co nam one dają. Znajdziemy tutaj też, oczywiście, mnóstwo wskazówek, a także przykładowe ćwiczenia i sposób ich wykorzystania.

 
"Zielone koktajle" to kolejna strona, która przykuła moją uwagę. Muszę zacząć pić takie napoje, gdyż moja dieta jest stosunkowo uboga w żelazo. Nie jem szpinaku, pomidorów, buraków, ani czerwonego mięsa, a takie zielone shake'i to bogactwo żelaza. I znowu- nie znajdę w tych przepisach mleka kokosowego i wyciągu z liści jakiegoś magicznego kwiatka, tylko zwykłe, ogólnodostępne produkty.

Kilka stron dalej znajduje się artykuł dotyczący jadalnych kwiatów. Opisane są ich zalety, a także podane przepisy z ich wykorzystaniem, listy kwiatów jadalnych i trujących, a także tych, które alergicy mogą przyjąć niezbyt pozytywnie. Znajdują się tutaj także wskazówki dotyczące zakupu jadalnych kwiatów. Znów- temat opisany kompleksowo, ale nie za długo (kolejna zaleta- artykuły są krótkie, rzadko mają więcej niż dwie strony- komuś może się to nie podobać, ale mi to bardzo odpowiada).

 
Tej części gazety jeszcze nie czytałam, ale cztery kroki do porządnej motywacji brzmią ciekawie. Oparte o badania doktor psychologii, znajdują się na stronie 96.

"Nie karm cellulitu" to kolejny nagłówek, który mnie zainteresował. Ten temat był już wielokrotnie, w wielu miejscach wałkowany i jestem baardzoo ciekawa, co powie na to BeActive. Użeram się z cellulitem od zawsze i pomimo już ponad rocznych ćwiczeń, nadal nie widzę spektakularnych rezultatów... -.-'

 
Ostatnim artykułem, który przykuł moją uwagę i na pewno go niedługo przeczytam jest "Przełam rutynę" na stronie 142. Dotyczy on niestandardowych aktywności podczas wypoczynku w Polsce i za granicą. Mamy tutaj kajaki, nurkowanie, jaskinie, via ferraty (cokolwiek to jest) i kilka innych. Z tego co widzę, podany jest krótki opis aktywności, potrzebny sprzęt i wskazówki włączające najlepsze miejscówki jak i pomocne strony internetowe. Wspaniale.! :)

Kolejnym atutem BeActive jest jego interaktywność. Po ściągnięciu darmowej aplikacji Tap2C można uzupełniać treści z magazynu różnymi filmami, zdjęciami i artykułami dostępnymi on-line po zeskanowaniu odpowiedniej strony. Jeszcze tego nie testowałam, ale mam nadzieję, że działa dobrze ;).

Magazyn nie jest oczywiście bez skazy. Mnie, jako estetkę i hiper-poprawną-gramtycznie humanistkę bolą literówki i drobne błędy w edycji, ale myślę, że to ulegnie poprawie i następne wydanie będzie już bliskie perfekcji.

Miałam jeszcze wytłumaczyć, o co chodzi mi z tą filozofią zdrowego trybu życia. W SHAPE denerwowały mnie diety typu "jedz same surowe warzywa, będziesz chudy i zdrowy" albo "pij tylko soki, reszta jest niepotrzebna". Irytowały mnie też treningi "efekty widoczne już po trzech treningach" lub "schudnij w dwa tygodnie". Po półtorej roku trenowania, w miarę zdrowego odżywiania i 15 zrzuconych kilogramów dobrze wiem, że takie zastrzyki zdrowego żarełka, czy krótkotrwała aktywność fizyczna nie dadzą spektakularnych efektów. Tylko długofalowe, wytrwałe działanie owocuje w skutki. Najlepiej po prostu zmienić swoje życie- wtedy nie trzeba będzie "chudnąć do wakacji, do Sylwestra, do karnawału itd. itd.".
BeActive (póki co) nie serwuje czytelnikom żadnych takich rewelacji. Mam ogromną nadzieję, że to się nie zmieni :).

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Warszataty z Ewą Chodakowską (i nie tylko)- Gdańsk, 13.06.2015, part I *.*

Dzień doberek.!

Jak pewnie większość z Was wie, w ubiegły weekend w Centrum Sportu Akademickiego Politechniki Gdańskiej (tam, gdzie w zeszłym roku) odbyły się już drugie (relacja z zeszłego roku: klik1, klik2) warsztaty z Ewą Chodakowską (i Tomkiem Choińskim, i Lefterisem Kavoukisem, i Maćkiem Jopkiem) w Trójmieście <3.
Była mega energia (i temperatura xD), fantastyczni ludzie, moc, endorfiny i czego jeszcze dusza zapragnie :D

Przed rozpoczęciem- na sali było duuużooo ludzi :D

Od samego początku było inaczej niż w zeszłym roku- przy wejściu była taka kolejka, że aż się przeraziłam. Dostałam bransoletkę i OSHEE na drogę i widząc takie tłumy ludzi, najpierw popędziłam na salę, żeby zaklepać miejsce. Już po drodze spotkałam Kaśkę (jej fanpage- klik), z którą miałyśmy się spotkać na miejscu. Dołączyłam do reszty Zakręconych, przedstawiłam się i poszłam do szatni (tej samej, co rok temu) się przebrać.


Jedyne, co przeszkadzało w tę sobotę od samego początku to temperatura... Na sali było tak strasznie gorąco, że wykonało się kilka powtórzeń i zgon. Trening Ewki był oczywiście wymagający, ale w domu zrobiłabym go bez problemu, a tam... Plank, na przykład, byłam w stanie utrzymać tylko przez jakieś 10 sekund i padałam na twarz. Po pierwszym treningu bluzkę miałam tak mokrą, jakbym wyszła spod prysznica >.<


 Jako pierwsza była Zumba z Maćkiem Jopkiem (jego fanpage-klik). Wspaniała energia, jak na każdym zumbowym treningu. Ja uwielbiam ten rodzaj aktywności fizycznej, więc świetnie się bawiłam. Według planu, pierwszy miał być trening z Ewką, ale plany się pozmieniały.
W zeszłym roku rozpoczęcie było bardziej energetyczne, bo poleciała bardzo głośna muzyka, team wbiegł na scenę, przywitali się i wtedy się wszystko zaczęło, ale...

Trening Ewki był oczywiście na wypasie. Dużo nowych ćwiczeń już od rozgrzewki, a na zakończenie- ćwiczenia w parach, ku lepszej motywacji. Ewa oczywiście do nas zbiegła i przez chwilę nawet dopingowała mnie i moją partnerkę (pozdrowienia, Karolina, jeśli jakimś cudem to czytasz :*) stojąc koło nas. Po skończonym treningu, tradycyjna fota i filmik "Jak się bawicie.!? AAAOUUAAAOOAAA.!!! <3."


Następnie było spotkanie z dietetykiem, czyli chwila wytchnienia. Niestety nie byłam na całości, ani nawet na większej części, bo musiałam się przebrać z całkiem mokrych ubrań i coś zjeść. Ale chwilę posłuchałam. I znowu- zeszłoroczna forma podobała mi się bardziej. Tomek zebrał nas "do kupy" z przodu sali, a pani dietetyk (przepraszam, ale nie wiem, jak się nazywa) chodziła z mikrofonem po sali i... no nie wiem xD

Nie myślcie, że narzekam czy, że mi się nie podobało.! Nic z tych rzeczy.! To są szczegóły, a całościowo oczywiście było wspaniale i jeśli będę mogła to w przyszłym roku też jadę.!! Ale byłam już drugi raz, mam porównanie i wtedy podobało mi się bardziej :P

Tomek Choiński został napadnięty w drodze za kulisy... Tak to jest jak się chadza po sali ;D
Na dzisiaj to już wszystko- nie chcę, żeby posty były za długie, więc drugą część wstawię za jakiś czas. Został jeszcze trening z Puzlem, Hip-hop, przypadkowe spotkanie z Ewą na korytarzu i prezenciki. Zapraszam.! :*

PS1: Już jutro wychodzi pierwszy numer magazynu Ewy Chodakowskiej "Be Active" *.*
PS2: Nadal zapraszam na swojego insta (@gosiiaczek), gdzie wstawiam.... wszystko, co się u mnie dzieje ;)

 

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Lednica *.*

Dzień doberek.!
 
Może tym razem tematyka posta jest inna, niż zazwyczaj, ale bardzo mi bliska. To, co chcę tu opisać niesamowicie naładowało mnie energią i chciałabym się tym z Wami podzielić.
 
W ten weekend miałam przyjemność brać udział we wspaniałym wydarzeniu, którym niezaprzeczalnie są Spotkania Młodych Lednica 2000. Na Polach byłam już czwarty raz, ale pierwszy jako ratownik (przy okazji Harcerskiej Służby Lednica). Mogę śmiało stwierdzić, że była to najlepsza rzecz, jaką robiłam (pod wieloma względami) i jestem pewna, że w przyszłym roku tam wrócę. :)


Na miejsce przyjechaliśmy już w piątek wieczorem, aby od soboty rano być już w pełni gotowymi do służby. Rzędy namiotów, dziesiątki harcerek i harcerzy- od samego początku była MOC. Wszyscy przyjechali na Pola Lednickie, aby służyć (jako służba porządkowa, medyczna, medialna, czy reprezentacyjna).
Wspaniała sprawa, choćby brać udział w ognisku, którego prowadzący musi używać megafonu, żeby zgromadzeni cokolwiek usłyszeli. <3.


W sobotę po 10 wyszliśmy na służbę. W każdym sektorze znajdowały się dwa punkty medyczne, a część (choć niestety niewielką) obstawiali Ratownicy ZHP. Pogoda była piękna aż nadto (czyt. bezchmurne niebo i 30 stopni na otwartym polu pełnym ludzi nie jest bardzo oczekiwanym zjawiskiem ;P ). Nie spodziewałam się, że będziemy mieli aż tyle przypadków. Na samej mszy świętej trafiło do nas chyba 5 osób. Część trzeba było odtransportować do szpitala.
Liczyła się praca zespołowa, organizacja i zgrany team. Na naszym punkcie wszystko to było obecne. 


Przeżycia duchowe (jak niepowtarzalna spowiedź święta, poczucie wspólnoty religijnej z tysiącami ludzi naokoło ciebie, tańce i śpiewy ku chwale Pana) łączyły się z sięgającymi zenitu emocjami, które towarzyszyły akcjom ratowniczym. Przypadki były różne- krwotok z nosa, podrażnione oczy, bóle głowy, zawroty, omdlenia, drgawki, "jest mi gorąco...jest mi zimno", poparzenia słoneczne itd. itd. Niektórym osobom wystarczyła chwila w cieniu w pozycji leżącej oraz kilka łyków wody, ale niektórych trzeba było na noszach przenosić do szpitala. Kiedy jeden przypadek "przeprowadziłam" od początku do końca sama, zdałam raport lekarzowi i usłyszałam od niego proste "dziękuję" na mojej twarzy zawitał uśmiech od ucha do ucha. W takich chwilach ma się poczucie, że robi się coś naprawdę dobrego i pożytecznego. :)


Na zakończenie dnia czekało nas jeszcze nadzorowanie przejścia uczestników Spotkania przez Bramę Rybę. Ludzie ze wszystkich sektorów, z dwóch stron, w uporządkowany sposób przechodzili pod Rybą i Drogą III Tysiąclecia schodzili z Pól. S
tojąc w kolejce byli pod naszym czujnym okiem. W tym momencie byliśmy już tak zmęczeni, że części z nas, oczy zamykały się na stojąco, ale jak to w porządnym zespole- któreś z nas zawsze miało oczy szeroko otwarte i w razie czego podnosiło resztę w stan gotowości. Na sam koniec przyszła kolej, aby to obstawa medyczna wraz z Ratownikami ZHP przeszła pod Rybą. <3. Chwilę wcześniej Lednica pożegnała nas wspaniałym pokazem fajerwerków (klik)
 

Wieczorem- zmęczeni i wyczerpani jak mało kiedy, ale przeszczęśliwi- skoczyliśmy jeszcze opłukać się nad jezioro i po powrocie do namiotów padliśmy jak zabici :D.
Rano był czas na szybkie śniadanko, pakowanie, składanie namiotów i oczywiście apel zakończeniowy. Z oddali słyszeliśmy burzę, a pod koniec apelu, przy puszczaniu iskierki zaczęło tak lać, że w przeciągu kilku chwil wszyscy byli całkiem mokrzy. Nastąpiła więc szybka ewakuacja. Wszyscy sobie podziękowali (za wszystko, każdy każdemu coś zawdzięczał), pożegnali (a "do zobaczenia za rok" powtarzało się chyba najczęściej) i rozjechali się w swoich kierunkach.


Tak, jak napisałam we wstępie, HSL 2015 była jedną z najwspanialszych rzeczy, jakich doświadczyłam. To świetne uczucie, kiedy po zakończonej pracy jest się okropnie zmęczonym, ale przeszczęśliwym. W przyszłym roku na pewno to powtórzę.
Współpraca, niezawodni ludzie naokoło, poczucie spełnienia. Polecam każdemu, kto się jeszcze wacha. Jeśli nie chcesz służyć i zastanawiasz się, czy jechać jako "cywil"- nie zwlekaj i w przyszłym roku pakuj się do jednego z autokarów w kierunku Lednicy- warto, warto, warto.! :D Po tym Spotkaniu ma się takiego energetycznego, jak i duchowego kopa, jakiego ciężko byłoby doświadczyć gdziekolwiek indziej.
 
 

wtorek, 2 czerwca 2015

Core stability.!

Dzień doberek.!
 
Odkąd zaczęłam czytać książkę "I jak tu nie biegać!" Beaty Sadowskiej, w której jest interesujący rozdział dotyczący kontuzji, uświadomiłam sobie jak ważne przy bieganiu są ćwiczenia wzmacniające.
Oczywiście nie skoczyłam od razu na głęboką wodę, jeśli chodzi o bieganie, bo póki co robię to raz w tygodniu, ale kiedy wykonuję inne treningi staram się dodawać ćwiczenia wzmacniające mięśnie głębokie (i przynajmniej raz w tygodniu robię Secret Ewy Chodakowskiej, który skupia się właśnie na tych mięśniach) a także ćwiczenia pod tytułem "dla wzmocnienia kolan".
 
 
Ćwiczenia core stability wzmacniają gorset mięśniowy otaczający tułów z przodu i z tyłu. To właśnie te mięśnie odpowiedzialne są za stabilizację naszego ciała i są swoistą bazą dla wszystkich ruchów. Dzięki ich wzmocnieniu możemy poprawić technikę i siłę biegu, ale przede wszystkim zapobiec wielu urazom.
 
!!! "Jak dowodzą badania osoby cierpiące na dolegliwości bólowe dolnej części pleców, zazwyczaj mają osłabione mięśnie głębokie, które pozwalają na niekontrolowane ruchy tułowia, przez co kręgosłup narażony jest na urazy" !!!
~portal bieganie.pl
 
 
Jak już wcześniej wspominałam, Beata Sadowska w swojej książce "I jak tu nie biegać!" opisała na własnym przykładzie, jak ważne są ćwiczenia core stability. Pewnego dnia po prostu nie mogła wstać z łózka. Fizjoterapeuta (kręglarz.? masażysta.?) stwierdził, że problem tkwi w mięśniach podtrzymujących kręgosłup i właśnie wtedy wyszło na jaw, że pani Beata bardzo sumiennie wypełniała plan dotyczący biegania, ale zaniedbywała ćwiczenia wzmacniające.
 
W tych dwóch linkach (klik1), (klik2) znajdują się przykładowe ćwiczenia core stability- łatwiejsze i trudniejsze. Każde jest bardzo dokładnie opisane. Na początku znajdują się ogólne wskazówki, a na końcu przykładowy plan treningowy.
 
Fajnym uzupełnieniem treningów biegowych jest też pływanie. Ale o tym w innym poście... ;)

PS: Nadal zapraszam wszystkich do subskrypcji.!! Bardzo mi też miło, kiedy dostaję od Was komentarze <3.
PS2: Zapraszam na mojego instagrama:
@gosiiaczek, na którym pokazuję co szamam, co ćwiczę, gdzie jeżdżę i wszystko inne :D