sobota, 24 stycznia 2015

Kraków - 08.11.14 *.*

Dzień doberek.!

Relacje z poprzednich dni mojej wspaniałej wycieczki do Krakowa można znaleźć tutaj (5 i 6-klik; 7-klik). Dzisiaj zapraszam na przedostatni dzień mojego pobytu w, jak dla mnie, najwspanialszym miejscu na Ziemi <3.
 
Stary Rynek w Krakowie <3.
 
Jak już wspominałam, lub nie, 7.11 przeniosłyśmy się na noc bliżej Starego Miasta, a dokładniej- niedaleko Wawelu. 8., w sobotę mama miała już wolne i buszowałyśmy po mieście we dwie. Najpierw wybrałyśmy się na Wawel. Byłam tam już trzy razy, ale weszłyśmy jeszcze raz, ponieważ kaplica zapiera dech w piersiach i jest dużym, ciekawym kawałkiem historii naszego kraju. Odwiedziłyśmy także Muzeum Katedralne, którego wcześniej nie zwiedzałam, a warto. Mają tam naprawdę bardzo ciekawe eksponaty (resztki koron, bogato zdobione stuły, kielichy itd.). Niestety nie mam z Wawelu żadnych zdjęć, bo, kiedy tam byłyśmy była dość brzydka pogoda i mój telefon nie radził sobie z robieniem dobrych zdjęć, a w części miejsc i tak nie można było ich robić (dlatego wrzucam inne zdjęcia z tego dnia) ;).
 

Brama Floriańska
Krótka anegdotka. Kto mnie lepiej zna, dobrze wie, że bardzo dużo piję w ciągu dnia- przynajmniej 1,5 litra. A z czym się wiąże takie częste picie.? No wiadomo. A więc przy okazji poszukiwania toaletki zainteresowałyśmy takim pomieszczeniem, gdzie też było wejście na wystawę, też były eksponaty, ale prawie w ogóle nie było ludzi. Mama weszła i spytała, czy tutaj też można coś obejrzeć. Pani powiedziała, że owszem, że normalnie za opłatą, ale jest miesiąc darmowego wstępu, tylko trzeba odebrać wcześniej wejściówki, ale niestety na dzisiaj się już skończyły, więc zaprasza nas w poniedziałek. W tym momencie poleciał standardowy tekst mojej kochanej mamy "Ale my jesteśmy aż znad morza i w poniedziałek już będziemy w domu...". Nie wiedziałam, że w mieście, w którym podczas jednego spaceru słyszy się kilkanaście różnych języków takie stwierdzenie coś da, ale... "Ah tak.? To proszę wejść.! Eksponaty zaczynają się w sali po prawej" WOW :D. Tym sposobem zwiedziłyśmy naprawdę niepowtarzalne miejsce i zobaczyłyśmy unikalne eksponaty. Byłyśmy w podziemiach starego zamku, ale nie tam, gdzie leży Para Prezydencka, czy Józef Piłsudski, ale w takich jakby ruinach, gdzie były tylko pozostałości z wczesnego średniowiecza. Widziałyśmy także odbudowane piece kaflowe, zdobione schody, wejścia, a także bardzo, bardzo stare przedmioty codziennego użytku. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce- wejście jest właśnie niedaleko toalet ;P.
 
Kościół Mariacki nocą
Następnym punktem programu był Cmentarz Rakowicki, jednak stamtąd nie mam zdjęć- jedynie jeden straszny filmik z okolic nie wiem, jak Wy, ale gdybym prowadziła zakład pogrzebowy, to chyba nie zrobiłabym takiej... wystawy (?) xD

<tutaj powinien być filmik z obracającą się witryną z różnymi trumnami, ale niestety jest cały niebieski i słabo cokolwiek widać>
 
Gdzieś po drodze udałyśmy się na obiad, a potem na Stary Rynek. Nigdy jeszcze nie zwiedzałam Kościoła Mariackiego. Dzień lub dwa dni wcześniej weszłam do niego na chwilę, żeby się pomodlić, ale nie zrobiłam żadnych zdjęć, ani nic takiego (między innymi dlatego, że części dla zwiedzających i dla modlących się są oddzielone). Kupiłyśmy więc bilety i pozwolenie na fotografowanie. Oczywiście mój telefon BAARDZOO długo łapał ostrość, ale jakoś dał sobie radę i mam stamtąd kilka zdjęć. Wnętrze świątyni na pewno robi duże wrażenie, tym bardziej, że parę dni wcześniej, w Domu Jana Matejki widziałam szkice wielu ze zdobień, które teraz widziałam na żywo.
 
Wnętrze kościoła Mariackiego
 Wieczorem miałyśmy w planach długo wyczekiwane przeze mnie wydarzenie, a mianowicie spektakl w Loch Camelot. To kabaret (ich strona internetowa- klik; ich fanpage na Facebooku- klik) znajdujący się w Zaułku Niewiernego Tomasza, w średniowiecznej piwnicy pod klimatyczną kawiarenką, w której serwują bardzo dobrą herbatę. Pierwszy raz odwiedziłam to miejsce w czerwcu na wycieczce szkolnej. Nasza wychowawczyni, artystka z krwi i kości zabrała nas tam, jako do bardzo klimatycznego miejsca, do którego chce się wracać- oj chce.! :) Humor przedstawień bardzo przypadł mi do gustu, a poziom, na którym są ich teksty i muzyka nie pozwalają mi oglądać od tamtej pory popularnych kabaretów w telewizji. Muzyka grana na żywo, prześmieszne teksty, piękne głosy, wspaniali aktorzy (niektórzy nawet bardziej od pozostałych- wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi ;D). Grają tylko w piątki, soboty i niedziele, więc miałam do wyboru tylko spektakle z piątku i soboty. W repertuarze było "Chodu i hop" (zwiastun z Youtube- klik1; klik2... btw- jak to dobrze, że ktoś wynalazł Youtube i mogę się na chwilę przenieść w tamto miejsce), na którym już byłam i na nie też się zdecydowałam, gdyż byłam pewna, że będziemy się wspaniale bawić.
 
 
Po spektaklu miałam okazję rozmawiać z dwoma aktorkami z Camelotu, które okazały się wspaniałymi babeczkami- bardzo otwartymi i pogodnymi. Rozmawiałyśmy ponad 15 minut (o tym, skąd jesteśmy, że uwielbiam Kraków, że bardzo nam się podobał spektakl, że chciałabym zostać aktorką i studiować właśnie w Krakowie-panie powiedziały, ze mam dobrą dykcję *.*- i o kilku innych sprawach). Jak DOBRZE pójdzie, to może uda się ich ściągnąć do naszej Filharmonii w Wejherowie... Oby <3.
 
Następny wpis będzie prawdopodobnie dotyczył mojego magicznego motywacyjnego słoiczka- zapraszam.!
PS: Do subskrypcji mailowej też zapraszam (jak to zrobić.?-> klik;)

niedziela, 18 stycznia 2015

Styczniowy SHAPE

Dzień doberek.!
 
Na początku chciałabym podzielić się bardzo wesołą wiadomością- mój ostatni wpis (klik) ma już 149 wyświetleń.!!! Nie wiem, jak to się stało :D. Poprzednio najwięcej miał jakieś 80, a następny 60, a tu nagle: BOOM :). Bardzo się cieszę z tego powodu, a także z tego, że łączna liczba wyświetleń mojego bloga wynosi ponad 2700. Nie wiem, jak Blogger nalicza odwiedziny, ale jeśli rzeczywiście ileś osób ponad dwa i pół tysiąca razy zajrzało na mojego bloga, to... WOW :D. Wspaniale. <3.
Chciałabym też zaprosić do subskrypcji mojego bloga. W prawym górnym rogu wystarczy wpisać swojego maila, aby za każdym razem jak pojawi się nowa notka, dostawać maila :).
 
 
Co do głównego tematu czyli styczniowego wydania SHAPE, to na okładce widzimy modelkę Kamilę Szczawińską. Łukasz Jakóbiak niedawno przeprowadził z nią wywiad w swoim wspaniałym programie na YouTube 20M2 Łukasza (klik), po którym po raz kolejny uświadomiłam sobie, ze zawód modelki nie jest taki łatwy jak to by się mogło wydawać. Kobietka jako bardzo młoda dziewczyna zaczęła swoją przygodę z modelingiem i była (i nadal jest) jedną z najbardziej aktywnych polskich top modelek. Jakiś czas temu Kamila założyła rodzinę i zaczęła jeszcze bardziej zwracać uwagę na to co je. Bierze udział w zajęciach tańca, biega, ćwiczy pole dance i uprawia wiele innych sportów. Prowadzi też bloga (klik). Kamila to ciekawa, inspirująca postać- naprawdę warto przeczytać (i obejrzeć) wywiad z nią :).
 
 
Drugi rok z rzędu miałam jechać na szkolną wycieczkę na narty w ferie i drugi rok z rzędu coś stanęło na mojej drodze. W zeszłym roku był to brak śniegu w górach, a w tym... Egipt ;). W każdym razie z chęcią przeczytam "Nie łam się" na stronie 54., gdzie napisane jest jak przygotować się do śnieżnego szaleństwa na nartach i desce, na co zwrócić uwagę na wyjeździe i jakie objawy powinny nas zaniepokoić.
 
 
Inną ciekawą pozycją w tym numerze jest wywiad z naszą biatlonistką, olimpijką i medalistką w Mistrzostwach Świata- Krystyną Guzik (Pałką). Czy słyszałam o niej wcześniej.? Nie. Ale zawsze historie sportowców są dla mnie szalenie inspirujące. Kiedy pomyślę ile czasu muszą poświęcać na treningi, ile czynników swojego życia podporządkować swojej pracy (i jednocześnie pasji), jak wiele samozaparcia i dyscypliny muszą w sobie mieć aby temu wszystkiemu podołać, nabieram do nich ogromnego szacunku. W dodatku praca jest ich pasją, zwiedzają kawałek świata jeżdżąc na zawody i zgrupowania, poznają mnóstwo ludzi- świetne <3.
 
 
Następnie artykuł na temat probiotyków, jako bakterii szczupłości. "Wciąż walczysz z kilogramami.? Twoje problemy mogą rozwiązać bakterie szczupłości, bo to one regulują metabolizm i wykorzystanie energii z diety"- pisze we wstępie moja ulubiona pani dietetyk. Szczerze mówiąc, jestem ciekawa, o co chodzi z tymi probiotykami.
 
 
Kilka stron dalej przeczytamy o diecie sokowej. 5 stron poświęconych sokom: ich zalety i fenomen, przepisy, podział na smoothies oraz soki i nie tylko. Z chęcią przeczytam. Chciałabym mieć sokowirówkę w domu (jak ktoś ma jakąś niechcianą, biedną sokowiróweczkę, to ja z chęcią przygarnę :) ), mogłabym wprowadzić do diety jarmuż, szpinak i różne inne składniki, których na co dzień nie jadam.
 
 
Na koniec chciałabym się jeszcze podzielić takim (life-hakiem/spostrzeżeniem/wskazówką). Mianowicie potrzebowałam drugiego biustonosza do ćwiczeń i przypadkiem trafiłam do sklepu TK Maxx i... szczerze go polecam. Jest tam ogromny wybór sportowych leginsów, shortów, biustonoszy, ale także sprzętu typu maty, ciężarki i kettlebells. Oprócz tego masa ciuchów, butów, dodatków i różnych dziwnych rzeczy od jedzenia po kosmetyki.
A jeśli kogoś (tak jak mnie) przeraża ten ogromny TK Maxx w Matarni w Gdańsku, to polecam troszeczkę mniejszy sklep w Rivierze w Gdyni- o wiele przyjemniej się tam robi zakupy ;).
 

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Kraków 07.11.14 *.*

Dzień doberek.!

Dzisiaj kolejny post na temat mojego ukochanego Krakowa <3. (poprzedni tutaj: klik).

Następnego dnia również miałam dużo czasu dla siebie, więc wybrałam się do ZOO. Będąc jeszcze w domu zaplanowałam wycieczkę w to miejsce, ponieważ było dość blisko od naszego "świetnego" noclegu. Okazało się, że niestety do ZOO nie prowadziła żadna droga, a dzielił mnie od niego las, więc musiałam zjechać autobusem numer 409 do centrum i z centrum następnym autobusem do ZOO. Przy czym w przypadku linii 409 autobus to dużo powiedziane- to był raczej busik, wielkości tych jeżdżących po Zakopanym ;P.


W ZOO ostatni raz byłam jak miałam jakieś 8 lat, razem z moją gromadą zuchową, dlatego tym razem byłam podekscytowana jak małe dziecko. Weszłam do środka zaraz po otwarciu, więc przez większość czasu chodziłam pomiędzy zwierzątkami całkiem sama. Przynajmniej mogłam się z każdym przywitać i porozmawiać (rozmowa ograniczała się zazwyczaj do: "No Elo, ale jesteś śmieszny/fajny/straszny/śliczny. Ej, ej nie odwracaj się- robię zdjęcie. No wiesz co.?") i nikt nie patrzał się na mnie jak na gupka :D. Widziałam żyrafy, zebry, mnóstwo śmiesznych ptaków i małpek, tygrysy, pantery (które były najbardziej przerażające), a także lwy, słonie i wiele innych. Najbardziej podobało mi się w zaciemnionej części ZOO (wchodzi się do pomieszczenia i obserwuje po cichu zwierzęta nocne za szybką). Co prawda większość zwierząt spała i nie byłoby w nich nic nadzwyczajnego, gdyby jedna małpka się nie obudziła (nic nie mówiłam, nie robiłam zdjęć ani nie pukałam w szybkę - sama się obudziła.!) i na POPATSYŁA *.* (<-- i ta minka najlepiej odzwierciedla wygląd tej małpki). Otworzyła jedno oczko, potem drugie, zamrugała i z powrotem wtuliła się w swojego towarzysza (to było konkretnie to zwierzątko: klik). Niestety w ciemnej części ZOO było ciemno (niesamowite.!) i nie udało się zrobić żadnego zdjęcia tych uroczych stworzonek.



Był też oddzielny budynek na gady i płazy oraz ryby. Znaleźć tam można przerażającego węża Boa, pająki, żółwie, piranie i... ŚWIAT NEMO.! *.*


  Obok klatki z lemurami stała taka tabliczka. Na zdjęciu tego dobrze nie widać, ale jest tam napisane: "Lemurem z krakowskiego ZOO opiekują się człowieki od FRUGO" (powinien być jeszcze podpis: Potwierdzam- Król Julian :D). Nie wiem na czym ta ich opieka polega, ale podoba mi się- daję okejkę :D.

Po zwiedzeniu całego ZOO wróciłam do naszego miejsca noclegowego, porwałam mamę i przeprowadziłyśmy się bliżej centrum. Po drugiej stronie mostu miałyśmy Wawel, więc właściwie kilka przystanków tramwajem i byłyśmy już w pobliżu centrum Starego Rynku. Następnym punktem programu był Teatr Bagatela. Przed wyjazdem szukałam czegoś ciekawego w ofercie krakowskich teatrów. Brałam pod uwagę Teatr Stary, Ludowy, Słowackiego i Bagatelę. Wybrałam ten ostatni, ponieważ stwierdziłam, że nie będziemy miały głowy na oglądanie czegoś głębokiego i ciężkiego, a Bagatela proponowała "Wieczór kawalerski", który jako film można by zakwalifikować jako komedię romantyczną. Krótki opis, zdjęcia, obsadę oraz zwiastun są tutaj (klik). Serdecznie polecam- można się uśmiać do łez. A samą Bagatelę zapamiętałam dobrze z mojego czerwcowego wyjazdu- przechodziliśmy koło tego teatru codziennie, gdyż niedaleko mieliśmy wtedy nocleg.


Jestem taki Mądry Zdzisek, że formą mojego pamiętnika z Krakowa były SMSy wysyłane do rodziny i znajomych zapisane w notatniku. Po powrocie z restauracji, do której udałyśmy się z mamą na kolację po spektaklu, napisałam (bodajże do taty): "Kraków jest piękny, ale poznawanie go od rana do wieczora jest niesamowicie męczące. Kładziemy się więc spać z kurami, żeby nabrać sił na kolejny dzień. Jutro Wawel, cmentarz Rakowicki, muzeum w podziemiach Sukiennic i Loch Camelot". A więc to pojawi się w następnej notce o Krakowie. Zapraszam :).

Na koniec wrzucam jeszcze fotkę spod mojej przyszłej szkoły (oby :D), obok której przechodziłam, co prawda, dnia poprzedniego, ale w tamtej notce było już tyle zdjęć, że przeniosłam je tutaj ;P.

Następnym postem będzie parę słów na temat styczniowego SHAPE'a :). Zapraszam.!

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Fit-kalendarz by Gosiaczek *.*

Dzień doberek.!

Rok 2015 przed nami.
2014 uważam za bardzo udany- podjęłam kilka ważnych decyzji, które będą miały duży wpływ na moją przyszłość i jestem z nich zadowolona. Uzależniłam się od aktywności fizycznej, a moje ciało buntuje się, jak zjadam coś niezdrowego. Zgubiłam 10 kg <3. Założyłam też bloga, z czego bardzo się cieszę, ale wiem, że mogłam zrobić jeszcze więcej. Przede mną całe 365 dni- 12 rozdziałów, 365 kartek i mam zamiar mieć duży wpływ na to, co się wydarzy.

Założyłam sobie nowy kalendarz fitness (dlaczego warto takowy prowadzić.? klik). Tak jak wspominałam - na pierwszy raz naprawdę warto kupić "Twój dziennik fitness" Ewy Chodakowskiej (więcej w linku), ale po co drugi raz wydawać 39,00 zł, skoro można coś takiego sklecić samemu.? Moja znajoma Ala zrobiła swój jakieś pół roku temu (klik), a ja teraz, od nowego roku. Swój bazowy kalendarz kupiłam w Biedronce za 10 zł i trochę go poprzerabiałam.
 
 
 
 
 
Z okazji Nowego Roku chciałabym życzyć wszystkim, którzy czytają mojego bloga, dużo zdrowia (bo to jest najważniejsze) i szczęścia.! Radości z każdego dnia i uśmiechu na twarzy.! Cierpliwości i spełnienia marzeń.! Ambitnych celów i wytrwałości w dążeniu do nich oraz dużo motywacji do działania.! Wszystkiego dobrego.! <3.