czwartek, 31 lipca 2014

Sierpniowy SHAPE

Dzień doberek!

Pomyślałam, że skoro i tak mam prenumeratę czasopisma "Shape", to mogę co miesiąc pisać, co ciekawego znalazło się w danym numerze. Nóż, widelec coś kogoś zainteresuje, to będzie mógł się więcej dowiedzieć ;). Zaznaczam, że nie czytałam jeszcze tego numeru, a jedynie przekartkowałam, żeby napisać notkę :).


W sierpniowym numerze, jeszcze przed jego otwarciem zainteresował mnie wywiad z gwiazdą z okładki, a właściwie gwiazdami- siostrami Radwańskimi (str. 6.). W podtytule przeczytałam, że dziewczyny opowiadają o swoim siostrzanym życiu, ale też wspólnych sportowych przeżyciach. W dodatku znajdziemy tu trening z wykorzystaniem rakiet i piłeczek tenisowych. Dla grających- bardzo fajna sprawa.

Następnie zainteresował mnie artykuł o mrożeniu jedzenia (str. 28.), ale nie znajdę tam tego, na co liczyłam. Jest tam napisane, jak mrozić poszczególne produkty, a ja chciałam wiedzieć ile można je przechowywać w tym stanie...

Myślę, że wspaniałą stroną dla dziewczyn wypoczywających poza granicami naszego pięknego kraju będzie strona 42., na której znajdziemy porady, w jakie kosmetyki warto zaopatrzyć lecąc do Korei, Izraela, Maroko i nie tylko. Mi się na razie nie przyda, ale może w przyszłym roku... ;).


Ten numer pozytywnie zaskoczył mnie treningami. Nie chodzi o to, że poprzednie treningi były złe, ale zawsze się wkurzam, że dają ćwiczenia z użyciem sprzętu. Nie wszyscy chodzą na siłownię/do klubu fitness(!). Ale z drugiej strony nie wszyscy ćwiczą w domu :D. Ćwiczenia prezentowane od strony 60. są naprawdę "niebanalne" i na pewno niedługo je przetestuję. Lubię zmiany w codziennym treningu, a tutaj mam kolejny zestaw ćwiczeń, który na pewno daje w kość. Kilka stron dalej (str. 72.) znajdziemy ćwiczenia na ramiona, za które serdecznie dziękuję, bo takich mi potrzeba, ale (yyyyyyh!) nie każdy w domu ma piłkę do ćwiczeń xD. Trzeba będzie je lekko zmodyfikować ;).

Następnym ciekawym artykułem (str.87.) jest ten dotyczący napojów, ich składów i kalorii w nich zawartych. Wiedziałam, że wody smakowe to tak naprawdę przezroczyste soczki, a te z kolei mają dużo cukru, ale widzę, że tutaj temat został rozszerzony. 


Chyba dawno żaden numer tak mnie nie zaciekawił, więc serdecznie go polecam :).

piątek, 25 lipca 2014

Piłki, pilates..


Dzień doberek.!

Na lipiec wykupiłam sobie promocyjny, wakacyjny karnet do studia fitness. Bardzo fajna sprawa- kosztował 100 zł, ale za tą cenę mogłam chodzić na wszystkie zajęcia, które odbywały się przez cały tydzień (prawie codziennie) i na siłownię. Zaczęłam od Zumby, ale jak już przekonałam się do zajęć w grupie postanowiłam spróbować czegoś nowego, skoro już miałam taką okazję.


Najpierw wybrałam się na pilates. Koleżanki mojej mamy mówiły, że to takie lekkie ćwiczenia, trochę strechtingu, trochę spinania mięśni. Mi jednak nie przypadły do gustu. Nie czułam się tak jak po porządnym treningu na skakance albo po Skalpelu, a byłam zmęczona (znużona.?). W dodatku rozbolała mnie głowa od tego ciągłego oddychania. Na zajęciach teatralnych zawsze staraliśmy się wydłużać przerwy między oddechami, czy mówić jak najdłużej na jednym wdechu, a tam.? Jeszcze nie skończyłam brać pierwszego wdechu, a trenerka już brała następny. W rezultacie doznałam mini-hiperwentylacji...


Przedwczoraj natomiast udałam się na trening z dużymi piłkami (hantelkami i małymi piłkami) i ten spodobał mi się na tyle, że w przyszłym tygodniu wybieram się ponownie ;). Fajne w takim treningu jest to, że właściwie przez cały czas angażuje on większość mięśni. Kiedy opierałam się plecami o piłkę i wykonywałam wznosy nóg pracował też brzuch i plecy, aby utrzymać ciało w odpowiedniej pozycji i po prostu nie spaść z piłki. Przyznaję, że trenerka musiała mi kilka razy pomóc, bo za bardzo się gibałam, ale myślę, że następnym razem będzie już lepiej :)


To co bardzo spodobało mi się w zajęciach grupowych (uczestniczyłam w takowych pierwszy raz- wcześniej ćwiczyłam sama, w domu) to fakt, że osoba prowadząca zwraca uwagę na technikę wykonywania ćwiczeń. Kiedy w pewnym momencie, na pilatesie, biodra zaczęły uciekać mi do tyłu chociaż nie powinny, zaraz do mnie podeszła i skorygowała pozycję. Kiedy trenerka widziała, że komuś totalnie nie idzie jakieś ćwiczenie podchodziła i dostosowywała poziom trudności do umiejętności danej osoby. Warto spróbować - żeby poznać nowe ćwiczenia, popracować nad techniką, żeby wiedzieć "czym to się je" i dlatego, że w wakacje studia fitness oferują różne ciekawe promocje, a czasu wolnego jest więcej ;).

Źródła obrazków: http://zdrowie.wp.pl/ i http://www.womenshealthmag.com/



sobota, 19 lipca 2014

Dziennik...

Dzień doberek.!


Dzisiaj opiszę jakie zalety widzę w prowadzeniu dziennika fitness po siedmiu miesiącach posiadania takowego. Ja mam "Twój dziennik fitness. Rok z Ewą Chodakowską", która Ewka napisała razem ze swoim mężem Lafterisem Kavoukis. Pomimo tego, że sprawdza się świetnie i z całego serca go polecam to wiem, że równie dobrze mogłabym posiadać zwykły kalendarz, czy nawet zeszyt i założę taki, kiedy w tym skończy się już miejsce ;).

Chodzi tylko o to, aby przez cały czas monitorować swoje działania- aktywność fizyczną (jej częstotliwość i długość), odżywianie i postępy. Pomysł na sprawdzanie swoich poczynań jest bardzo dobry i naprawdę się sprawdza. Dzięki temu, że zapisuję kiedy ćwiczyłam, kiedy nie i czy mojedni są raczej na piątkę, czy trójkę (5- zero "grzeszków" i pięć pełnowartościowych posiłków; 3- jedno odstępstwo lub mniej posiłków; 1- więcej niż dwa odstępstwa lub nieregularne posiłki) mam wgląd w to, czy naprawdę wzięłam się w końcu do roboty, czy oszukuję sama siebie i na dobrą sprawę tylko jeden raz udało mi się mieć piąteczkę, a ćwiczyłam zaledwie dwa razy. Potem mogę sama siebie zdyscyplinować ;)


Ok. Plusy posiadania dziennika fitness w ogóle już opisałam, więc teraz zajmę się tym konkretnym dziennikiem od Ewki i Lefterisa. Na pierwszych stronach jest wstęp i dokładne wskazówki do tego jak używać książki. Znajdziemy tam między innymi skalę oceniania za odżywianie, którą opisałam wyżej, ale także jakich efektów możemy się spodziewać przy jakich wynikach. Są też wskazówki jak zapisywać różne rodzaje treningów, a także podstawowe błędy we wprowadzaniu zmian. Na następnych stronach znajdziemy już właściwą treść dziennika czyli ćwiczenia, tabelki, ramki i tak dalej ;).


Każdy miesiąc zaczyna się zdjęciem Ewki i krótką motywacją. Później przychodzi czas na tabelkę miesiąca. Każdy dzień ma swój kwadracik, w który wpisujemy ocenę za odżywianie, długość oraz rodzaj (w lewym dolnym rogu mamy ściągę) aktywności fizycznej. Po prawej stronie mamy też wypunktowane zasady, których musimy się trzymać, aby osiągnąć najlepsze efekty.



Po tabelce znajdziemy cztery ćwiczenia ze zdjęciami i opisem, który jest bardzo szczegółowy. Jest tam dokładny opis pozycji wyjściowej oraz ruchu, a także uwagi (na co trzeba uważać i czego unikać) oraz oddech i wyszczególnione mięśnie zaangażowane podczas ćwiczenia. Potem przychodzi czas na, powiedziałabym, ciekawostki. Opisane są: jeden składnik odżywczy, na który warto zwrócić uwagę, najczęściej zadawane pytania oraz jedna ważna informacja. Następnie przechodzimy do miejsca, gdzie możemy zapisywać dokładniejsze notatki z każdego dnia. Jest tabelka na nastrój oraz wolna kartka. Można tam zapisać swoje najróżniejsze spostrzeżenia, ale też poszerzyć zapiski z tabelki. Odnotować ilość powtórzeń w różnych zestawach, poziom zmęczenia, czy dokładny jadłospis z danego dnia. 


Na koniec czeka na nas strona "Efekty miesiąca". Jest tu miejsce na zdjęcie i pomiary poszczególnych części ciała. Są też pola, w których wpisuje się liczbę dni aktywnych oraz ilość dni na piątkę, trójkę i niedopuszczalnych pod względem odżywiania. Na koniec wystawiamy sobie ocenę, notujemy co jeszcze powinniśmy poprawić i przechodzimy do następnego miesiąca :).


Bardzo polecam prowadzenie dziennika tego typu. Niekoniecznie tego Ewy, chociaż naprawdę jest super, ale w ogóle. Ja od razu odnotowałam skok w częstotliwości treningów i postęp w zmianach w odżywianiu, bo mam to wszystko pod kontrolą. Dobra sprawa w szczególności dla początkujących.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Ćwiczenia na wewnętrzną stronę ud :)


Dzień doberek.!

W internecie jest takie zatrzęsienie zestawów treningowych, rysunków z ćwiczeniami, filmików na youtube itd., że łatwo jest się zgubić. Jeśli ktoś mi powie, że nie wie co ćwiczyć i nic nie może znaleźć to poradzę mu żeby postukał się w czoło i poszukał jeszcze raz. ;) 


Póki co polecam trzy filmiki na dwóch kanałach, które niedawno odkryłam. Szukałam czegoś na wewnętrzną stronę ud i pierwszym treningiem jaki znalazłam był ten (klik). Dwie bardzo miłe dziewczyny przedstawiają serię ćwiczeń poprzedzonych rozgrzewką. Mówią jak wykonywać ćwiczenie i na co zwrócić uwagę. Całość zajmuje około 8 minut, więc może to być tylko część naszego treningu złożonego z kilku zestawów. :)
Moje dwa ulubione ćwiczenia to: wznosy nóg, które pięknie angażują mięśnie, nad którymi pracujemy:


oraz ćwiczenia z wykorzystaniem ręcznika:


Kolejnym filmikiem składającym się z dwóch części jest produkcja kanału fitappy2 (klik1) (klik2). Na ten kanał trafiłam, kiedy szukałam jakiś wskazówek odnośnie skakania na skakance i kiedy zobaczyłam, że są tam też ćwiczenia na wewnętrzną stronę ud, od razu się za nie zabrałam :). Agnieszka bardzo fajnie, pozytywnie motywuje do pracy. Taki amerykański doping (jeśli ktoś oglądał kiedyś ABS 8 minutes-klik- wie, o co mi chodzi)- mi bardzo odpowiada. Uśmiechnięta, pełna energii dziewczyna, która nagrywa treningi w pięknych plenerach :). Moje ulubione ćwiczenia:



Mój trening z tymi filmikami wygląda następująco: 
rozgrzewka (5 min)
50 skoków na skakance, 10 podciągnięć na drążku x5 (ok. 15-20 min)
jeden z filmików (ok. 10 min) 
rozciąganie (10 min) :)

piątek, 11 lipca 2014

Shake'i, koktajle i soki...

Dzień doberek.!

Dzisiaj pochwalę się moim talentem kulinarnym, którego jak wszyscy wiedzą brak i umiem przygotowywać tylko najbardziej idiotoodporne potrawy. Do takich dań należą wspomniane w tytule shake'i, koktajle i soki, w których się zakochałam. W okresie wakacyjnym, kiedy temperatura sięga 30 stopni człowiekowi nie chce się jeść na drugie śniadanie kanapki ani nic w tym stylu, ale moc witamin w płynnej i zimnej formie- jak najbardziej.




Podstawą każdego mojego napoju jest banan i mleko lub sok 100%. Potem dodaję co wpadnie mi w ręce. Kiedy był okres truskawkowy, zawsze były to truskaweczki, ale też maliny, ananas, nektarynki, brzoskwinie, winogrona, jagody kaukaskie, morele- wszystko :).  Żeby napój był zimny, zawsze używam mleka lub soku z lodówki lub jedne owocki wrzucam w formie sorbetu z zamrażarki (kiedy jagoda kaukaska obrodziła, zmiksowałam owoce i włożyłam do zamrażarki- później dodawałam je do mojej mieszanki). Jeśli okaże się, że owoce nie są jeszcze dojrzałe i napój jest kwaśny rozpuszczam troszkę miodu i wlewam do mieszanki ;).

Mleko, banan, brzoskwinia <3.

Mleko, banan, truskawki, brzoskwinie <3.
Oprócz shake'ów na bazie mleka i banana, które są bardziej sycące przygotowuję też sobie soki. 
Sok 100% z Biedronki, morela, nektarynka, lód
Ostatnia propozycja nie każdemu przypadnie do gustu, bo ma dość specyficzny smak, ale jest bardzo orzeźwiająca. Moim domownikom niby nie podeszła, ale w 20 minut zniknęła ;).

Sok pomarańczowy 100%, woda, zielona herbata, lód

niedziela, 6 lipca 2014

Strusina

Dzień doberek.!

Jak wiadomo z ostatniego posta <klik> niedawno wybrałam się na wycieczkę rowerową do strusiej farmy. Jazda bardzo udana, przekonałam się do roweru, a przy okazji spróbowałam potraw z mięsa strusia- strusiny. Na obiedzie byliśmy w trójkę, więc zamówiliśmy trzy różne dania, żeby trochę posmakować. Na stół trafiły gołąbki, pierogi i pulpeciki. Mięsko strusia smakuje pomiędzy drobiem, a dziczyzną, jeśli tak to mogę ująć Bardziej jednak skłaniam się do drobiu, gdyż dziczyzny jako takiej nie lubię, a te potrawy naprawdę mi smakowały. Na stronie, z której czerpałam poniższe informacje smak jest porównany do wołowiny, jednak za nią również nie przepadam- dlatego porównałam smak do drobiu. ;) 

Kilka plusów strusiny.

+ Jako że struś nie jest ptakiem hodowanym na szeroką skalę, jego mięso możemy uznać za bezpieczne pod względem zdrowotnym.

+ Strusina jest niskokaloryczna oraz posiada korzystny profil kwasów tłuszczowych. 

+ Średnia zawartość cholesterolu waha się od 35 do 68 mg/100 g mięsa. Pod tym względem mięso strusie jest zbliżone do mięsa indyczego, a zawiera go znacznie mniej niż wieprzowina, wołowina czy baranina.

+ Spośród mięs dostępnych na rynku, mięso strusie charakteryzuje się najniższą zawartością tłuszczu (0,9% w mięsie surowym). Jest ona znacznie mniejsza niż u kurcząt.

+ Ponadto mięso strusie zawiera najwyższą zawartość wielonienasyconych kwasów tłuszczowych – około 35%, podczas gdy w mięsie kurcząt wynosi tylko 20%, a w wołowinie zaledwie 5%.

+ Mięso strusie zawiera dużo kwasu arachidonowego, który wpływa pozytywnie na naszą odporność. Jego niedobór zwiększa ryzyko wystąpienia alergii oraz chorób autoimmunologicznych.

Po więcej ciekawostek na temat strusiny, ale też strusich jaj zapraszam tutaj

Ta notka ma mieć charakter ciekawostki. Mięso strusia jest trudno dostępne i dość drogie, dlatego trudno tu zachęcać do jego spożywania. I szczerze muszę przyznać, że jedzenie mięsa strusia na farmie po obejrzeniu biegających strusiów jest, przynajmniej dla mnie, troszkę creepy... xD

Informacje ze strony: http://portal.abczdrowie.pl/

czwartek, 3 lipca 2014

Wycieczka rowerowa

Dzień doberek.!


Dzisiaj spełniłam swoje marzenie z dzieciństwa i odwiedziłam farmę strusi w Kniewie. Ktoś powie: ale marzenie. A marzenie, bo rodzice zawsze mi obiecywali, że w następnym sezonie, jak się zrobi ciepło, zimą jak będzie mniej ludzi, następnym razem, jak będziemy wracać... I tak przez cały czas xD


Siemaneczko.!

Pani Struś

Struś Emu
Teraz zrobiło się dużo wolnego czasu i postanowiliśmy z tatą pojeździć trochę na rowerach. Trasa w dwie strony to około 20 km, lekka - na pierwszy raz w sam raz. Pogoda była niepewna od samego rana, ale jak już się wyspałam, zjadłam śniadanie, chmury się rozeszły, to po dwunastej wyruszyliśmy z domu. Jechało się bardzo przyjemnie. Niby nie przepadam za jeżdżeniem rowerem, ale chyba jednak się do tego przekonam. Na damce, z prostymi plecami i na wygodnym siodełku jedzie się bardzo dobrze. Najpierw z pięknej górki lasem w dół, a później długo polną drogą z pięknym krajobrazem dookoła. Później jeszcze kawałeczek asfaltówką, nadal z możliwością podziwiania piękna Kaszub. 

Dzień dobry <3.

Takie urocze *.*
Na samej farmie spędziliśmy trochę czasu- najpierw obejrzeliśmy wszystkie zwierzątka, nakarmiliśmy lamy i osiołka (który najpierw powolutku zbliżał się w naszą stronę, ale jak już doszedł, to każda lama, która się do niego zbliżyła dostawała porządnego kopniaka), a potem zamówiliśmy obiad. Wartościom odżywczym mięsa strusiego poświecę następnego posta ;).

Lama dostaje owsiane ciasteczko

Nie tykaj! No tak... lamy się nie dały pogłaskać...
 Piękny, spędzony wspólnie z tatą dzień zaliczam do bardzo udanych. Co prawda nie udało mi się do końca utrzymać diety, gdyż tata zaskoczył mnie porcją lodów, ale za to tego dnia czekało mnie jeszcze jedno zaskoczenie. Cioteczka wyciągnęła mnie na zajęcia Zumby. Wspaniała sprawa, a jak już trochę potrenuję, na pewno napiszę jakąś notkę.

Dzień dobry. Jestem małą kózką i idę cię bodnąć.

Taka słodka *.*